Rzucasz muzykę i stawiasz
na aktorstwo?
Rola w „M jak miłość” to dla mnie interesująca odskocznia, bo jestem
pasjonatem kina. Gdy miałem kilka lat, rodzice kupili pierwszy
magnetowid na kasety VHS. Chodziłem po filmy do zaprzyjaźnionej
wypożyczalni; potrafiłem obejrzeć sześć dziennie. To mnie odklejało od
rzeczywistości. Wiedziałem, że chcę grać, ale nie posiadałem porządnego
instrumentu. Grałem na pianinie tylko czasami, na przerwach w szkole
podstawowej. Rysowałem, oglądałem filmy i słuchałem muzyki, żeby
zaspokoić potrzebę bycia blisko sztuki. Wracając do roli w „M jak
miłość” – nie, nie rzucam muzyki, jestem przede wszystkim wokalistą,
ale na chwilę zbliżam się także do aktorstwa (uśmiech).
Przyjąłeś propozycję roli
w „M jak miłość” od razu, czy miałeś jakieś wątpliwości?
Gdy zadzwoniła do mnie producentka i powiedziała o pomyśle na moją rolę
w serialu, przedstawiłem jej serię argumentów na to, że się nie nadaję.
Powiedziałem, że mam dwa metry wzrostu i że brakuje mi przygotowania
aktorskiego. Nie zniechęciła się, porozmawiałem z moimi agentami i
doszliśmy do wniosku, że warto spróbować.
Co was przekonało?
Moje pierwsze skojarzenie z „M jak miłość” było bardzo serdeczne i
ciepłe. Ten serial to dla mnie przede wszystkim rodzina Mostowiaków.
Lucjan, którego grał świętej pamięci Witold Pyrkosz, i Barbara (Teresa
Lipowska - przyp. aut.). Wiedziałem, że będę występował w wątku z
serialową Asią, czyli Basią Kurdej-Szatan, którą znam i lubię. To
fajna, normalna dziewczyna. Do tego ogromne wrażenie robi oglądalność
„M jak miłość” - to od lat najpopularniejszy serial w Polsce. Wszystko
to sprawiło, że zdecydowałem się przyjąć tę propozycję.
Jak sobie radzisz na
planie?
Jeszcze nie widziałem się na ekranie, bo pierwszy odcinek z moim
udziałem będzie wyemitowany na początku marca. Nie mnie to oceniać, ale
z tego co słyszałem, Leszek radzi sobie całkiem nieźle (śmiech). To
fajna przygoda, ale i duża odpowiedzialność. Sumiennie uczę się
tekstów, żeby nie obciążać ludzi, z którymi pracuję. Gdy mam zdjęcia,
zazwyczaj muszę wstawać o 5-6 rano, żeby dojechać na czas pod Warszawę.
Strzeliłem sobie trochę w stopę, bo lubię się wysypiać (śmiech).
Co ciekawe, gram w swoich ubraniach, bo trudno znaleźć dla mnie
odpowiednie garnitury. To nawet lepiej, bo ubieram się tak, jak lubię i
chcę, a mój styl pasuje do Leszka.
Kim jest twój bohater?
Leszek to bardzo sympatyczny, elegancki facet z dobrej rodziny. Jego
ojciec jest deweloperem, który planuje zabudowę miejscowego parku, co
nie podoba się Asi. Nasi bohaterowie zetkną się w niemiłych
okolicznościach - Chodakowska przyjdzie do biura firmy, żeby zrobić
awanturę. Zdziwi się, bo Leszek postanowi jej pomóc. Mogę zdradzić, że
zdoła coś w tej sprawie zrobić. Mamy za sobą sporo wspólnych scen -
Leszek będzie rozmiękczał serce Asi grą na gitarze i śpiewem. I tu
właśnie przemycam swoją prywatną codzienność, czyli muzykę. Były już
niewinne pocałunki, a czy ta znajomość przerodzi się w związek, pokaże
czas.
Masz za sobą także
przygodę filmową. Nagrałeś z Anią Rusowicz utwór „Szukaj mnie”
promujący komedię „Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3”, która przyciągnęła
do kin już ponad milion widzów.
Bardzo podoba mi się pierwsza wersja tej piosenki, którą wykonuje Edyta
Geppert. Postanowiliśmy z Anią Rusowicz i producentem Kubą Galińskim
nagrać nieco przerysowaną, bardziej komercyjną od pierwowzoru wersję.
To pewnego rodzaju żart, puszczenie oka do słuchaczy. Jednocześnie ta
piosenka jest dobrze zaaranżowana i ma ducha lat 70. oraz 80.. To
wesoły kawałek; gdy patrzę na teledysk, uśmiecham się, bo świetnie
bawiliśmy się na planie. Kręci mnie inna muzyka, kocham jazz, ale - jak
mawiał Zbyszek Wodecki - każdy musi mieć swoje „Chałupy”. Dzięki tej
piosence i roli w „M jak miłość” mogę zaprezentować się odbiorcom,
którzy o mnie dotąd nie słyszeli. Pewnie niektórzy sprawdzą w
internecie Uniatowskiego i posłuchają mojej muzyki.
Byłeś na premierze
„Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3 ”. Jak oceniasz ten film?
Podobał mi się, kilka razy porządnie się zaśmiałem. To pozytywny,
ciepły film dla wszystkich. Może kiedyś wrócę do „Miszmasz, czyli
kogel-mogel 3”, żeby obejrzeć go z innej perspektywy. Doceniam ten
film, to dobry produkt komercyjny, ale wolę inne kino. Moimi ulubionymi
reżyserami są Giuseppe Tornatore czy Sergio Leone. Bardzo cenię także
Krzysztofa Kieślowskiego i Marka Koterskiego.
Co się dzieje w twoim
życiu muzycznym?
W kwietniu zeszłego roku wydałem pierwszą solową płytę „Metamorphosis”.
Cały czas występuję z tym materiałem, wiosną ruszam w dużą trasę,
której drugą część zaplanowaliśmy na jesień. Razem z zespołem zagramy
około czterdziestu koncertów w całej Polsce, na które serdecznie
zapraszam. Ponadto cały czas koncertuję z Chopin University Big Band, a
niedługo rusza seria koncertów „Niemen inaczej”.
Mam zapełniony grafik, bo do koncertów dochodzi jeszcze praca na planie
„M jak miłość, ale mam nadzieję, że to zaprocentuje.
Dlaczego tak długo
czekałeś z wydaniem pierwszej solowej płyty?
Przede wszystkim dlatego, że zaraz po występach w „Idolu” podpisałem
niezbyt korzystny dla mnie kontrakt z wytwórnią muzyczną. Długo nie
mogłem się od niego uwolnić. Dopiero po jakimś czasie rozwiązaliśmy go
za porozumieniem stron i mogłem robić, co chcę. Od tamtego czasu moja
kariera zaczęła się rozwijać. Przed laty byłem niepewnym człowiekiem,
zamiast zaufać sobie, zdałem się na opinie innych ludzi. Miałem być
popową gwiazdą i śpiewać piosenki, które mi się nie podobają. Warto
było cierpliwie poczekać dziesięć lat i dojrzeć do tego, że warto
słuchać siebie.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski