Długo skupiał się na pracy za kamerą, teraz przyszedł czas na wyzwania aktorskie. Dołączył do obsady musicalu „Metro”, którego twórcą jest jego tata, Janusz Józefowicz, i zadebiutuje w telewizji w „M jak miłość”. W serialu zagra Łukasza, w którego przed laty wcielał się Adrian Żuchewicz.
Czy jesteś gotowy
zmierzyć się z opiniami, że dostałeś rolę w „M jak miłość” dzięki tacie?
Mój tata (Janusz Józefowicz - przyp. aut.) jest znanym
artystą, a ja zacząłem grać w popularnym serialu - zdaję sobie sprawę,
że to wygodny punkt odbicia dla tabloidów. Nie mam taryfy ulgowej, ale
się nie przejmuję, tylko robię swoje. Zawód artystyczny był dla mnie
naturalnym wyborem. Chcę się rozwijać i cieszę się, że pojawiają się
nowe możliwości.
Także w teatrze. Pod
koniec zeszłego roku dołączyłeś do obsady musicalu „Metro”!
Ten temat wisiał w powietrzu od kilku lat. Znam „Metro” jak mało kto,
wychowałem się na nim. Wcielanie się w postać Jana jest dla mnie wielką
sprawą – teatr to niesamowita energia i niepowtarzalny kontakt z
publicznością. Tym bardziej, że mówimy o spektaklu legendzie, który
jest wystawiany nieustannie od 28 lat. Cieszę się, że jestem częścią
tego składu, członkiem kolejnego pokolenia, które opowiada tę
ponadczasową opowieść.
Dotychczas częściej
stałeś po drugiej stronie kamery jako reżyser. Teraz stawiasz na
aktorstwo?
Lubię być po drugiej stronie. Występowałem czasem w moich etiudach, ale
skupiałem się głównie na kwestiach realizacyjnych. Na planie „M jak
miłość” mogę skoncentrować się wyłącznie na aktorstwie. To dla mnie
kolejna przygoda, dzięki której zbieram bezcenne doświadczenie.
Jakie doświadczenie
filmowe dotychczas zgromadziłeś?
Od dziecka biegam z kamerą. Gdy byłem w liceum, wygrałem szereg nagród
ogólnopolskich za etiudy, które pokazywałem później w szkole zamiast
referatów. Montowałem, udźwiękawiałem, kręciłem, grałem. Uczyłem się w
Warszawskiej Szkole Filmowej, ale ją rzuciłem, bo brakowało mi czasu na
realizację pomysłów. Wkurzało mnie, że oceniają mnie ludzie, którzy nie
mają praktycznie żadnego dorobku artystycznego. Razem z moim
przyjacielem stworzyliśmy sprawnie funkcjonującą ekipę filmową.
Pokazywaliśmy nasze filmy na festiwalu 48HFP Poland, gdzie dwa razy z
rzędu zdobywaliśmy nagrody. Obecnie pracuję nad filmem
średniometrażowym, myślę o serialu i pełnym metrażu. Polski rynek się
otwiera, jest popyt na scenariusze i pomysły; widzę w tym swoją szansę.
Jak sobie radzisz na
planie „M jak miłość”?
Ten serial od lat cieszy się ogromną popularnością, wciąż ogląda go
sześć milionów ludzi. Za tym sukcesem stoi codzienna, tytaniczna praca.
Cieszę się, że mogę być częścią tej machiny i od środka obserwować jej
funkcjonowanie.
Od pierwszego dnia zdjęciowego złapałem świetny kontakt z Dominiką
Ostałowską (serialowa Marta – przyp. aut.). Czekam na więcej naszych
wspólnych scen, bo dotychczas nie było ich wiele. Najczęściej na planie
spotykam się z Anią Muchą (serialowa Magda – przyp. aut.) i Krystianem
Wieczorkiem (serialowy Andrzej – przyp. aut.).
Masz mało scen z Dominiką
Ostałowską, bo wasi bohaterowie są skonfliktowani?
Łukasz chce się usamodzielnić. Ponadto wpakował się w potworne
tarapaty, w które nie chce mieszać swojej mamy. Ma naprawdę duży
problem - zadłużył się u bandytów, którzy grożą jego najbliższym.
Chodzi o znaczną kwotę pieniędzy. Łukasz, by ją zdobyć, posunie się do
ekstremalnych czynów. Będzie okradał członków rodziny, paradoksalnie
dla ich dobra, wyłudzał, oszukiwał i sprzedawał narkotyki. Przez niego
do szpitala trafi Magda. Gdy prokurator dobierze się do mojego
bohatera, resztę dni zdjęciowych mogę mieć w jednej lokalizacji – celi
więziennej (śmiech).
Łukasza, w którego się
wcielasz, przed tobą grał Adrian Żuchewicz. Czy odnosisz się do tego,
jak kreował tę postać?
Przed laty w Łukasza wcielał się również mój przyjaciel, Franek
Przybylski. Znamy się kilkanaście lat; w pewnym momencie spędzaliśmy ze
sobą tyle czasu, że zachowywaliśmy się i wypowiadaliśmy niemal
identycznie. To zabawne, że teraz gram tę samą postać, co on.
Od początku podchodzę do Łukasza jak do nowej postaci. Wrócił po latach
i jest innym człowiekiem. Nikt do końca nie wie, czego tak naprawdę
doświadczył i czego można się po nim spodziewać. Pojawił się nagle i w
każdej chwili może zniknąć. Ta enigmatyczność inspiruje mnie do
poszukiwania kolejnych odcieni mojego bohatera.
Skupiasz się wyłącznie na
rozwoju artystycznym, czy masz czas na inne pasje?
Styczeń miałem przepełniony zdjęciami do „M jak miłość”, sześć razy
wyszedłem na scenę w spektaklu „Metro”, a w lutym czeka mnie premiera
kinowa filmu „Planeta singli 3”, który był kolejną niesamowitą aktorską
przygodą. Zostaje mi niewiele czasu na inne pasje. W wolnej chwili
oglądam filmy, robię zdjęcia, piszę scenariusz albo komponuję.
Komponujesz?
Tak, gram na klawiszach, trochę na bębnach i gitarze. Miałem kilka
zespołów i skomponowałem ścieżkę dźwiękową do filmu dokumentalnego
mojej siostry (Kamila Józefowicz – przyp. aut.). Jestem samoukiem, ale
zawsze mogłem liczyć na wsparcie wybitnego kompozytora - Janusza
Stokłosy. Nie lubiłem uczyć się klasyków, wolałem wymyślać własne
melodie. Może to ignorancja z mojej strony, ale zawsze miałem taką
potrzebę.
Ewidentnie lubisz chodzić
własnymi ścieżkami.
Wygląda na to, że odziedziczyłem to po tacie (śmiech).
Rozmawiał: Kuba Zajkowski