Wróciła pani na plan „M
jak miłość”, czy nie, bo znalazłem w internecie sprzeczne informacje na
ten temat?
Wróciłam, a na informacje, jakie pojawiają się w prasie, nie mam
żadnego wpływu. Dobre parę lat temu, przy okazji
dramatycznych przeżyć związanych ze śmiercią Mariusza Sabiniewicza
(grał w „M jak miłość” Norberta – przyp. aut.), zrozumiałam że
przedstawiciele mediów nie mają żadnych skrupułów. Skoro nie mieli
wtedy etycznych i moralnych zahamowań, trudno oczekiwać, że będą je
mieli pisząc nieprawdę o mnie czy o kimkolwiek innym w dużo mniej
dramatycznych sytuacjach. Nie mam w sobie tej naiwności, natomiast
jestem tylko człowiekiem. Czasem mnie boli, gdy ktoś przekazuje
nieprawdziwe, absurdalne informacje, które stawiają mnie w złym
świetle, co miało miejsce również przy okazji mojego powrotu na plan „M
jak miłość”.
W jakich okolicznościach
pani bohaterka wróci do serialu?
Przyjedzie, żeby wziąć udział w ważnej, rodzinnej uroczystości. Przez
jakiś czas będzie kursować między Polską, a Berlinem, co ma związek z
poważnymi zawirowaniami związanymi z jej synem Łukaszem. Nie mogę
zdradzić, o jakie problemy chodzi, bo nie chcę psuć widzom przyjemności
z oglądania nowych odcinków „M jak miłość”. To będzie mroczna
tajemnica, która powinna zainteresować miłośników serialu. Jednocześnie
rozwinie się wątek związany z życiem uczuciowym Marty.
Marta wróci na stałe, bo
w Polsce może liczyć na wsparcie bliskich?
W Berlinie została pozostawiona sama sobie. Możemy planować, ale życie
sprawia niespodzianki, które - jak wiemy - pozwalają nam dochodzić
prawdy o sobie. Mojej bohaterce najbardziej pomogą, co może być
zaskoczeniem dla widzów, jej były mąż Andrzej (Krystian Wieczorek –
przyp. aut.) i jego obecna partnerka Magda (Anna Mucha – przyp. aut.).
Z jednej strony to zaskakujące, z drugiej czasami otrzymujemy wsparcie
od osób, od których najmniej się tego spodziewamy. Takie sytuacje są
zawsze inspirujące i dają do myślenia.
Wygląda na to, że
scenarzyści stanęli na wysokości zadania i - mimo że przez kilkanaście
lat w życiu pani bohaterki bardzo dużo się wydarzyło - wciąż jej losy
mogą ciekawić widzów.
Z tego, co się dowiedziałam, absolutnie tak. Z wiekiem, wiem to z
własnego doświadczenia i dzięki obcowaniu z ludźmi, pojawiają się różne
zagrożenia, lęki i niebezpieczeństwa, które nie ominą również Marty.
Odkąd pracuję na planie tego serialu, staram się wykorzystywać różne
wątki i elementy scenariuszy, żeby opowiedzieć o czymś istotnym dla
każdego człowieka. Czasem myślę, jak to się odnosi do różnych filmów
czy seriali, które są teraz dla mnie niewyczerpalnym źródłem
inspiracji.
Czy ma pani ulubione
seriale?
Niedawno jeden z moich znajomych powiedział, że najbardziej lubię te
najmroczniejsze i coś w tym jest (śmiech). Pierwszym serialem, który
mnie absolutnie wciągnął, był „Breaking Bad”. To bardzo prawdziwa
opowieść o tym, jak można wpaść w spiralę zła, gdy próbuje się znaleźć
dobre rozwiązanie. Bardzo lubię „House of cards” i „Black mirror”, a
niedawno zachwyciłam się „Dexterem”, który nie jest nowym serialem.
Długo się przed nim opierałam, bo wydawało mi się, że historia
seryjnego mordercy jest pewnie stereotypowa i jednowymiarowo okrutna.
Obejrzałam jeden odcinek i się zakochałam. W tej chwili to dla mnie
serial numer jeden. Dałabym się pokroić, żeby w nim zagrać (śmiech).
W Polsce zaczynają
powstawać podobne seriale. Sądzę, że nie będzie pani musiała dać się
kroić za interesującą rolę w takiej produkcji, bo jest pani znakomitą
aktorką.
Bardzo dziękuję. Miałam już rolę w takim serialu, który, mam poczucie,
był niedoceniony. Może powstał za wcześnie? Chodzi o „Reginę”, gdzie
zagrałam zupełnie inną rolę niż w „M jak miłość”. To była dla mnie
wielka radość, ponieważ miałam okazję kreować w jednym czasie
absolutnie różne charaktery, co dla aktora jest cudownym doświadczeniem.
Co jeszcze, oprócz pracy
na planie „M jak miłość”, zajmuje panią obecnie zawodowo?
Niedługo zacznie się sezon teatralny i wrócę do grania w warszawskim
Teatrze Studio. Występuję w spektaklach „Kartoteka rozrzucona”,
„Zwierzoczłekoupiory” oraz „Dobra terrorystka”. Ponadto niedawno odbyła
się premiera sztuki „Cudowna terapia” w reżyserii Dariusza
Taraszkiewicza. To życiowa komedia, która będzie wystawiana w całej
Polsce. Mam nadzieję, że dzięki tej roli także poza Warszawą będą mogła
pokazać, że mam w sobie różne barwy. Przez dwadzieścia cztery lata
zagrałam dużo takich ról w Teatrze Telewizji, filmach czy na scenie,
ale - jak wiadomo - telewizja jest nośnikiem, który wpływa na widzów
najbardziej. Nie mam poczucia, że jestem w szufladzie zawodowej, ale
zdaję sobie sprawę, że przez część ludzi jestem kojarzona wyłącznie z
Martą z „M jak miłość”. Byłoby miło, gdyby ludzie dowiedzieli się, że
gram także inne, odmienne postaci.
Po to została pani
aktorką, żeby móc wcielać się w różne role.
Jerzy Stuhr, podczas zdjęć na planie filmu „Historie miłosne”, w którym
grałam, powiedział że funkcją kina i teatru jest dawanie do zrozumienia
ludziom, że każdy z nas zadaje sobie te same pytania. Zgadzam się z tym
stwierdzeniem - filmy czy seriale dają nam poczucie, że nie jesteśmy
sami, że inni też bywają zagubieni i mają problemy. Pełnią swojego
rodzaju funkcję terapeutyczną. Takie myślenie zaburzają choćby media
społecznościowe, gdzie wszystkim jest dobrze, gdzie wszyscy są piękni,
podróżują i wypoczywają w niesamowitych miejscach. Może stąd bierze się
niechęć części widzów do ludzi, którzy funkcjonują w przestrzeni
publicznej? Wydaje się, że im się udało, że nie mają żadnych problemów
i nie zadają sobie żadnych pytań, ale gdy przyjrzymy się tym, którzy
osiągnęli największe sukcesy, nie tylko w Polsce, wiemy jak dramatyczne
bywają ich losy.
Od razu przychodzi mi do
głowy tragiczna historia Robina Williamsa.
Zawsze, patrząc w jego oczy, miałam poczucie, że tam jest wielki
smutek. Niemniej jego śmierć mną wstrząsnęła. Jim Carrey to kolejny
przykład. Mam nadzieję, że wyszedł z depresji i znalazł swoje miejsce.
Jest największym komikiem naszych czasów, znakomitym aktorem,
nieprawdopodobnie wrażliwym człowiekiem, ale kryje się w nim ocean
smutku, bólu, rozczarowań. Polecam państwu film dokumentalny „Jim
& Andy: The Great Beyond” o kulisach powstania filmu „Człowiek
z księżyca”, mojego ulubionego reżysera Miloša Formana. To również
ulubiony twórca filmowy mojego syna, co mnie wzrusza. Gdy Hubert kilka
lat temu obejrzał „Lot nad kukułczym gniazdem”, zakochał się w jego
filmach, a Jack Nicholson do tej pory jest dla niego najlepszym aktorem.
Wróćmy na koniec naszej
rozmowy do „M jak miłość’. Jak się pani czuje na planie po dłuższej
nieobecności?
Jestem bardzo długo związana z „M jak miłość”, rok nieobecności nie
sprawił, że po powrocie na plan czuję się obco. Ekipa się trochę
zmieniła, ale to normalne. Trudno wymagać od wszystkich, by po
osiemnastu latach nie mieli innych pomysłów na życie. Jedni aktorzy
odchodzą, inni przychodzą, a serial trwa. „M jak miłość” powstaje od
osiemnastu lat, to fascynująca historia; trochę życie w życiu.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski