Kogo zagrasz w „M jak
miłość”?
Anię, która w dość nietypowych okolicznościach pojawi się w życiu
Marcina (Mikołaj Roznerski – przyp. aut.). Poznają się przypadkowo
na... moście. Moja bohaterka będzie przekonana, że Chodakowski zamierza
popełnić samobójstwo i przeprowadzi dramatyczną akcję ratunkową. Ich
drogi na chwilę się rozejdą, ale w kolejnych odcinkach los ponownie ich
połączy. Ania ma pewne tajemnicze porachunki, przed którymi Marcin
pomoże jej uciec. Ze scenariuszy wynika, że jest fanką motoryzacji. Na
razie nie nagrywaliśmy scen pościgów samochodowych, ale kto wie, co
wydarzy się w przyszłości (śmiech).
Znam Mikołaja Roznerskiego, czyli serialowego Marcina, graliśmy parę w
filmie „Karuzela”. Bardzo się cieszę, że znowu się spotykaliśmy. Serial
tworzy świetna, zgrana ekipa; praca na planie „M jak miłość” to dla
mnie przyjemność.
Dostałaś również świetną rolę w serialu „Lekarze na start”!
Daga jest wielowymiarowa i intrygująca, pewnie będzie wzbudzać wśród
widzów skrajne emocje. Cieszę się, że ją gram, tym bardziej że
zazwyczaj przypadają mi role grzecznych dziewczynek. Gdy po castingach
do „Lekarzy na start”, gdzie byłam przymierzana do kilku postaci,
dowiedziałam się, że producenci są mną zainteresowani, myślałam że
widzą mnie w roli Zuzy (dużo łagodniejsza postać, w którą wciela się
Dominika Kryszczyńska – przyp. aut.). Dopiero potem okazało się, kogo
zagram.
Zdradzisz mi więcej szczegółów dotyczących swojej bohaterki?
Czytałam scenariusze pierwszych dwunastu odcinków serialu, więc moja
wiedza na temat Dagi jest ograniczona. Nie wiem, co wydarzy się w
kolejnych, sama jestem ciekawa, jak potoczą się jej losy. Na
razie jest kombinatorką. Żeby dostać to, czego pragnie, potrafi
oszukiwać i wymyślać różne fortele. Kieruje się podwórkowymi zasadami -
wychodzi z założenia, że jeśli nie wyrwie czegoś zębami, to wyrwie ktoś
inny. Jednocześnie ma dobre serce, empatię i racjonalne podejście do
zawodu lekarza. Ekscytuje się tym, że może być na stażu w szpitalu, co
dodaje jej kolorytu. Wszystko ją cieszy. Przeprowadza operację i mówi:
wow, babka trysnęła krwią z żylaków, ale jazda! To dziewczyna z pasją,
która potrafi postawić na swoim.
Stresowałaś się przed
pierwszym dniem zdjęciowym?
Tuż przed rozpoczęciem zdjęć nie mogłam spać. Budziłam się
podekscytowana o czwartej-piątej rano i miałam ochotę działać. Złożyło
się na to także kilka innych czynników, ale dużo myślałam o „Lekarzach
na start”. Teraz, gdy maszyna produkcyjna ruszyła, jestem całkowicie
zaabsorbowana tym projektem. Spędzam całe dnie na planie, a potem w
domu uczę się tekstów; kieruję się intuicją, bo na planowanie nie mam
czasu. To bardzo ciekawy serial – jego akcja rozgrywa się w atmosferze
medycznej, która jest pełna napięcia związanego z walką o życie
pacjentów. W scenariuszach co chwilę rozgrywają się dramatyczne
zdarzenia. Wszystko mnie bardzo cieszy; lubię takie przygody!
Czyli o innych wyzwaniach
zawodowych na razie możesz zapomnieć?
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, latem zagram w filmie
pełnometrażowym, który w całości będzie kręcony w jednym ujęciu. Moje
zajętości związane z pracą na planie „Lekarzy na start” nie powinny mi
w tym przeszkodzić, bo to projekt, który ma jeden dzień zdjęciowy. W
obecnej sytuacji to dla mnie bardzo wygodne rozwiązanie. To fascynujący
eksperyment – w dużej mierze będziemy opierali się na improwizacji, nie
będzie możliwości poprawienia ujęcia, wprowadzenia zmian. Film ma być
zgłoszony na różne festiwale, trwają także rozmowy z dystrybutorami
kinowymi.
A co ze spektaklami?
W teatrze trwa przerwa wakacyjna. Gdy się skończy, jakoś będę musiała
połączyć występowanie na scenie z pracą na planie. Gram w „33
powieściach, które każdy powinien znać” w Teatrze Ochoty, „Dolinie
Muminków w listopadzie” w Teatrze Soho i spektaklu „Inne rozkosze” w
Teatrze STU, dzięki któremu moje życie zatoczyło koło. To wspaniałe
doświadczenie móc wychodzić na deski swojego ulubionego teatru w
rodzinnym Krakowie. Zanim dostałam się na wydział aktorski, regularnie
go odwiedzałam, a teraz – po siedmiu latach – tam wróciłam.
Moja przygoda z aktorstwem bardzo ładnie się układa. Trzy lata temu
skończyłam warszawską Akademię Teatralną, jeszcze na studiach zaczęłam
grać w teatrze, potem przyszła rola w filmie „Karuzela”, a ostatnio w
„Sztuce kochania”. Teraz pracuję na planie ogromnej produkcji
telewizyjnej. Jest super! Do tego - w wolnych chwilach - staram się
realizować autorskie pomysły.
Na przykład jakie?
Bardzo dużo projektów realizuję z moim mężem Michałem (Poznańskim –
przyp. aut.), który jest z wykształcenia aktorem, ale poszedł w inną
stronę niż ja. Prowadzi na YouTubie kanał Drollercaster. Używa gier
komputerowych do tworzenia filmów animowanych dla dzieci. W połowie
czerwca premierę miała jego książka - „Drollercaster: Dwa światy.
Milton żyje”. Piszemy razem scenariusze, staramy się organizować
kampanie reklamowe. Dzieje się.
Czy aktorstwo zawsze było
twoją pasją?
Byłam w kółkach teatralnych, zawsze ciągnęło mnie w tę stronę, ale
interesowało mnie mnóstwo innych rzeczy. W dzieciństwie chciałam zostać
piosenkarką, tancerką, aktorką i... kelnerką. Jak dotąd nie byłam tylko
kelnerką, mimo że wykonywałam wiele dziwnych zawodów. Może dlatego, że
nie jestem w stanie czegoś przenieść i nie rozlać? (śmiech). Myślałam o
zostaniu architektem i ornitologiem; miałam książkę i identyfikowałam
gatunki ptaków. Ostatnio zafascynował mnie świat finansów. Zastanawiam
się nad studiami podyplomowymi, ale ciągle brakuje mi czasu. Kręci mnie
ekonomia, mam kilka pomysłów na inwestowanie. A, kiedyś chciałam być
też astronautą, tylko - niestety - już na to za późno, bo najpierw
trzeba zostać pilotem wojskowym. Na szczęście żyjemy w takich czasach,
że może jeszcze uda mi się polecieć komercyjnie na wakacje na Marsa.
Faktycznie masz sporo
zainteresowań...
To wierzchołek góry lodowej (śmiech). Gdy byłam dzieckiem, przez trzy
lata mieszkałam we Francji, więc znam płynnie francuski. Angielski też,
do tego przez jakiś czas uczyłam się włoskiego. W związku z tym
przyszła mi kiedyś myśl, żeby zostać tłumaczem symultanicznym. Olśniło
mnie podczas wycieczki w Parlamencie Europejskim, gdzie widziałam
ludzi, którzy pracują w takim charakterze. Od drugiej klasy liceum
przygotowywałam się do egzaminów do szkoły teatralnej u cudownej Doroty
Zięciowskiej, ale co roku chce się tam dostać wiele osób, więc chciałam
mieć plan awaryjny. Myślałam o filologii włoskiej, zrobieniu
specjalizacji tłumacza symultanicznego i zarabianiu dużych pieniędzy w
Brukseli (śmiech). Taki był plan, ale życie go zweryfikowało. Dostałam
się za pierwszym razem do AT w Warszawie, więc nie miałam już czasu na
rozpoczęcie innych studiów.
Długo mieszkałaś we
Francji?
Moi rodzice są naukowcami, a taka droga życiowa często wiąże się z
podróżowaniem. Tata, który jest fizykiem nuklearnym, dostał pracę we
Francji, gdzie przenieśliśmy się na trzy lata. Mieszkaliśmy pod Paryżem
– on rozszczepiał atomy i przepuszczał wiązki elektronów, a my z bratem
poszliśmy do tamtejszej szkoły podstawowej. Zostałam rzucona na głęboką
wodę i dobrze to wspominam; super przygoda.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski