Zapraszamy na rozmowę z Janem
Wieczorkowskim.
Twój bohater pojawi się w „M jak
miłość”, żeby skomplikować relacje, które łączą Joannę, Tomka i
Agnieszkę?
W takich serialach czasami trzeba zrobić zwrot o sto osiemdziesiąt
stopni; to ważne dla dramaturgii. Jacek, którego gram, pojawi się, żeby
było ciekawiej, żeby widzowie się nie nudzili. Najbardziej namiesza w
życiu Joanny (Barbara Kurdej-Szatan – przyp. aut.) i Tomka (Andrzej
Młynarczyk – przyp. aut.). Niby ma być świadkiem na ich ślubie, jest
wielkim przyjacielem Chodakowskiego sprzed lat, znają się od wczesnego
dzieciństwa, z podwórka, ale na to, co mówi serce, nie ma rady.
Jacek zakocha się w Joannie?!
Jeśli ktoś wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, to jest właśnie
taka historia. Jacek jest uczciwym człowiekiem, trudno mu cokolwiek
zarzucić. Pojawią się uczucia, zakocha się w przyszłej żonie
przyjaciela i skomplikuje sobie życie. Gdyby miał siedemnaście lat,
można byłoby patrzeć na to z przymrużeniem oka, ale ma prawie
czterdzieści. Poważna sprawa.
Co na to Joanna?
Wydaje mi się, że ona nie jest do końca przekonana, czy chce wyjść za
Tomka. Jacek wkroczy w jej życie w momencie, gdy nie wszystko będzie
wygląda tak, jak powinno. Mój bohater się nią zafascynuje, ale będzie
czuł, że ta znajomość idzie w złym kierunku. Być może wycofa się, żeby
nie wpływać negatywnie na związek przyjaciela, ale równie dobrze może
się okazać, że Joanna odwzajemni jego uczucia. Takie rzeczy się dzieją,
mam super przykład. George Harrison z „The Beatles” i Eric Clapton
przyjaźnili się w latach 70.. George był wtedy związany z Pattie Boyd,
którą odbił mu Erick i napisał o niej piosenkę „Layla”. Każdy fan rocka
z tamtych czasów zna tę historię.
Przedstawiasz Jacka w bardzo dobrym
świetle. Naprawdę nie można mu nic zarzucić?
Mój bohater to przyzwoity człowiek. Bardzo dobrze radzi sobie w
biznesie, poświęcił się pracy, ale zabrakło mu czasu na założenie
rodziny. Chciałby mieć żonę i dzieci; gdy zakocha się w Joannie,
poczuje, że może spełnić to marzenie. Ma potrzeby i uczucia, jak każdy.
Trudno mieć do niego o to pretensje. Zobaczymy, w jakim kierunku
potoczy się ten wątek.
Czy budowanie tej postaci sprawia ci
przyjemność?
Pewnie. Dostałem ciekawe zadanie w serialu, który jest emitowany wiele
lat i wciąż oglądany przez miliony widzów. Gdy kolejne postaci są do
siebie podobne, praca staje się mniej satysfakcjonująca, ale takiego
bohatera jak Jacek jeszcze nie grałem. Lubię czuć, że stworzyłem coś od
podstaw.
Którą z postaci, które dotychczas
grałeś, darzysz największym sentymentem?
Młodego z „Fali zbrodni”. To była postać bez ograniczeń,
niespodziewana, zaskakująca. Zmieniało ją to, co się wokół niej działo.
On wtapiał się w otoczenie, dostosowywał do niego. Do dzisiaj
koresponduję z fanami tego serialu, którzy żądają powstania siódmej
serii. Parę dni temu jeden z nich wysłał mi jej trailer! Odpisuję, że
jesteśmy już za starzy, że nie ma szans, bo minęło prawie dziesięć lat,
choć zawsze twierdziłem, że „Fala zbrodni” powinna zostać zakończona
filmem fabularnym. Powstał nawet scenariusz autorstwa nie byle kogo, bo
Władysława Pasikowskiego. Leży w szufladzie i czeka na kogoś, kto wyda
dziesięć milionów złotych na produkcję.
Gdybyś miał tyle na koncie,
zainwestowałbyś?
Musiałbym wygrać trzydzieści milionów w Totolotka. Wtedy mógłbym
zaryzykować taką inwestycję.
Jesteś znanym, wziętym aktorem, grasz
w filmach i serialach. Pewnie kiedyś będzie cię stać na
współfinansowanie takiego projektu.
Życie aktora jest nieprzewidywalne, nie da się planować z dużym
wyprzedzeniem. Po zakończeniu zdjęć do „Czasu honoru” miałem jeden z
gorszych okresów zawodowo. Wiele osób gratulowało mi roli w tym
serialu, usłyszałem mnóstwo ciepłych słów, dwa tygodnie później
znalazłem się w obsadzie filmu „Sprawiedliwy” Michała Szczerbica.
Skończyłem pracę na planie jesienią 2014 roku, a potem przez półtora
roku przejadałem to, co zarobiłem. Nikomu tego nie życzę, chociaż każdy
z moich kolegów przeżył, albo przeżyje takie chwile. To specyfika tego
zawodu, trzeba się z tym liczyć.
Są plusy - mogłeś spędzić więcej czasu
z synami.
Mam dwóch – dwulatka i siedmiolatka. Obaj odziedziczyli po mnie
temperament. Gdy na nich patrzę, widzę siebie i marzę, żeby byli choćby
trochę spokojniejsi. Posiadanie dzieci to wielkie szczęście, ale i
wytężona praca. Większość czasu spędzam w domu, dobrze radzę sobie z
zajmowaniem się synami, ale mężczyzna nie jest z natury niańką.
Jesteśmy myśliwymi, musimy polować. Cały czas w mojej głowie tli się
myśl, że muszę wyjść, zawalczyć, wrócić do domu i odpocząć. W życiu
potrzebna jest równowaga - praca nie tylko zapewnia byt, daje też
satysfakcję i impuls, którego potrzebuje każdy.
W dzisiejszych czasach zatarły się
granice przypisane przed laty kobietom i mężczyznom.
Ciekawe, co będzie za sto pięćdziesiąt lat. Mam nadzieję, że nie czeka
nas historia z „Seksmisji”, że nie będzie aż tak źle. Może we
wszystkich filmach kina akcji główne role będą grały kobiety? „Szklana
pułapka 130”, a w obsadzie dziewczyna podobna do Bruce'a Willisa
(śmiech).
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski