Ukończyła szkołę baletową, jest modelką i początkującą aktorką. Właśnie dołączyła do obsady „M jak miłość”. Naomi, którą gra w serialu, jest – tak jak ona – pół Japonką, pół Polką i tańczy. Widzowie poznają ją po udanym przeszczepie szpiku kostnego, który uratuje jej życie. Dawcą okaże się Marcin (Mikołaj Roznerski)!
Kogo zagrasz w „M jak miłość”?
Naomi Koszycką, pół Japonkę, pół Polkę, która jest tancerką w Teatrze
Wielkim. Można powiedzieć, że gram prawie siebie (śmiech). Widzowie
poznają moją bohaterkę tuż po udanym dla niej przeszczepie szpiku
kostnego. Okaże się, że dawcą, który uratuje jej życie, będzie Marcin
(Mikołaj Roznerski – przyp. aut.). Chodakowski przypadkowo dowie się w
szpitalu, komu pomógł, a później postanowi śledzić Naomi, żeby czegoś
się o niej dowiedzieć. Podejrzewam, że nawiążą znajomość. Czy
pogłębioną, to się okaże. Doszły mnie słuchy, że być może moja
bohaterka pozna się też z Olkiem (Maurycy Popiel – przyp. aut.), bratem
Marcina. Wszystko zależy od produkcji i scenarzystów.
Są plany, żeby twoją bohaterkę
wprowadzić do wątku Taro, którego gra Japończyk Hiroaki Murakami?
Wiem, że w „M jak miłość” gra Japończyk, słyszałam o nim, ale nie mam
pojęcia, czy nasi bohaterowie się spotkają.
Czy oswoiłaś się już z pracą na planie
serialu?
Panuje tam bardzo dobra atmosfera, miło mi się pracuje. Na początku
byłam zaskoczona stroną organizacyjną. Okazało się, że serial ma
dziesięciu reżyserów, a zdjęcia realizują różne ekipy. Szybko
zorientowałam się, że przychodząc na plan muszę być dobrze przygotowana
i wiedzieć, co chcę zrobić przed kamerą. Przed kręceniem kolejnych scen
nie ma czasu na takie rozważania.
Jak dostałaś się do obsady „M jak
miłość”?
Otrzymałam informację z agencji, z którą współpracuję, że odbędzie się
casting. Skorzystałam z zaproszenia, potem były jeszcze jedne zdjęcia
próbne i dostałam rolę. Chcę grać jak najwięcej, szukam kolejnych
możliwości. Praca na planie daje mi dużą przyjemność, to super zajęcie.
Obecnie uczęszczam na zajęcia aktorskie do Romy Gąsiorowskiej, którą
poznałam na planie serialu „Bodo”, gdzie wystąpiłam w roli
epizodycznej. Nie studiowałam na wydziale aktorskim, ukończyłam
ogólnokształcącą szkołę baletową imienia Romana
Turczynowicza w Warszawie i nadal działam na tym polu.
Tańczysz w jakimś zespole, teatrze?
Nie mam nigdzie etatu, bo to ograniczyłoby moją swobodę. Gdybym
spędzała sześć dni w tygodniu w teatrze, nie miałabym siły i czasu na
inne działania, a nie chcę się zamykać. Wtedy na pewno nie mogłabym
brać udziału w przedsięwzięciach aktorskich. Jestem wolnym strzelcem,
biorę udział w różnych projektach, cały czas szukam pracy i nowych
wyzwań. Parę lat temu występowałam w spektaklu „Niżyński” w reżyserii
Michała Siegoczyńskiego. Wtedy zaczęła się moja przygoda z aktorstwem.
Marek Kossakowski, który grał Niżyńskiego, powiedział o mnie Marii i
Kazimierzowi Zbąskim, którzy zaproponowali mi rolę w swoim filmie
krótkometrażowym „Psubrat”.
Jesteś również modelką, zgadza się?
Ta przygoda zaczęła się, gdy byłam uczennicą szkoły baletowej. Wzięłam
udział w sesji zdjęciowej dla magazynu Harper's Bazaar Polska. To był
projekt obejmujący tancerzy w różnym wieku; byłam najmłodszą modelką.
Od tego czasu pracuję w tej branży.
Zamierzasz łączyć ze sobą taniec,
aktorstwo i modeling, czy z czasem skupisz się na jednym z tych
zajęć?
Nie potrafię siebie określić, to nie są konkretne zawody, można je ze
sobą łączyć. Po co się ograniczać? Na pewno są wszechstronni
artystycznie ludzie, którzy byliby w stanie coś ze mną stworzyć. W tych
czasach trzeba patrzeć na sztukę szerzej, łączyć jej różne dziedziny.
Spektakle można wzbogacać multimediami, można bawić się formą,
wychodzić poza ramy. Aktorstwo mnie fascynuje, to w moim życiu coś
świeżego. Chcę jak najwięcej grać, także w filmach, ale nie zamierzam
rezygnować z tańca. Im dłużej będę mogła tańczyć, tym lepiej dla mnie.
Opowiedz mi, proszę, coś o sobie.
Gdzie się urodziłaś? Skąd pochodzisz?
Moi rodzice poznali się w Oslo. Ojciec wyjechał tam za czasów
komunizmu, bo jako architekt nie miał w Warszawie dużych możliwości
twórczych. Moja mama, Japonka, w tamtych czasach była tancerką. Poznali
się i związali ze sobą. Urodziłam się w Norwegii, a po czterech latach
wyjechałam z rodzicami do Warszawy, gdzie na świat przyszła moja
siostra.
Kultywujecie w domu japońskie
tradycje? Mówisz po japońsku?
Moja mama po tylu latach spędzonych w Norwegii i Polsce czuje się
bardziej europejką, choć na pewno skrycie tęskni za czasami młodości
spędzonej w ojczyźnie. Nie kultywujemy w domu japońskich tradycji, ale
czuję się związana z tym krajem. Kiedyś chodziłam do szkoły japońskiej,
gdzie uczyłam się języka japońskiego; teraz nie mam za bardzo
możliwości praktykowania go, ale sporo rozumiem.
Nie ciągnie cię do Japonii? Nie
chciałabyś lepiej poznać japońskiej kultury, zwyczajów?
Chciałabym dobrze znać język japoński i moją drugą ojczyznę. Zamierzam
tam kiedyś polecieć na miesiąc czy dwa, spotkać się z rodziną, może
popracować. Brat mojej mamy mieszka w Tokio, miałabym gdzie mieszkać.
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski