TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Natalia Koryncka-Gruz -Zła nie można lekceważyć

. Data publikacji: 2016-02-15

Zawsze bardzo mocno przeżywam kontakt z bohaterem i potem psychicznie za to płacę. Najbardziej traumatyczny był dla mnie film o bezdomnych dzieciach w Petersburgu. Po nim zrozumiałam, że istnieje granica, poza którą nie chcę przechodzić i za którą nie widzę już siebie w roli filmowca z kamerą.

  • Na planie "M jak Miłość" wygląda Pani zwykle tak pogodnie, że to automatycznie poprawia nastrój całej ekipie. Jak Pani to robi, że nigdy nie okazuje zdenerwowania, czy irytacji?
    Myślę, że wszystko polega na tym, żeby się porozumiewać, a nie krzyczeć i siłowo przekonywać o swoich racjach. Ja w ogóle uważam, że krzyk jest wyrazem bezradności - takie mam doświadczenia, związane np. z wychowaniem dziecka. Zresztą dla mnie urok pracy polega na zespołowości. A energia, jaką udaje się nam wymieniać w trakcie zdjęć, jest tego najwspanialszą częścią. Ta energia płynie właśnie od ludzi - dlatego ze wszystkich etapów robienia filmu najbardziej lubię spotkania na planie.
  • Jak wyglądała Pani droga do kina?
    Po prostu poszłam za głosem marzenia z dzieciństwa. Bardzo wcześnie, bo w wieku kilku lat, obejrzałam filmy Polańskiego (min.: "Nóż w wodzie") i wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Polański stał się moim idolem! Zawsze myślałam, że to musi być wspaniałe: wymyślać różne rzeczy, zamieniać marzenia w rzeczywistość... A później okazało się, że to jednocześnie bardzo ciężka praca i nie zawsze wszystko się w niej udaje...
  • Jest Pani autorką wielu filmów dokumentalnych. Czy łatwo jest, stojąc za kamerą, obserwować czyjeś życie i zachować do niego dystans?
    Właśnie mam z tym problem i to dlatego na pewien czas przestałam robić filmy dokumentalne. Zdarzają się dramatyczne sytuacje, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że za pomocą kamery jednak nie da się naprawić świata. Można jedynie towarzyszyć cierpiącym ludziom - a ja mam uczucie, że to za mało. Zawsze bardzo mocno przeżywam kontakt z bohaterem i potem psychicznie za to płacę. Najbardziej traumatyczny był dla mnie film o bezdomnych dzieciach w Petersburgu. Po nim zrozumiałam, że istnieje granica, poza którą nie chcę przechodzić i za którą nie widzę już siebie w roli filmowca z kamerą.
  • Praca z aktorami jest dla Pani "bezpieczniejsza" psychicznie?
    To pewna umowa i wszyscy o tym wiemy. Dlatego sytuacja bycia na planie z aktorami jest znacznie "czystsza", od robienia dokumentu. To coś zupełnie innego, niż wchodzić w czyjeś życie i do tego zmieniać je, przez samą obecność kamery. Myślę, że kręcenie filmów dokumentalnych wymaga specyficznej konstrukcji psychicznej.
  • Skoro już mowa o dokumentach, ogląda Pani może "Big Brother"?
    Zobaczyłam może 10 min tego programu i uważam, że jest po pierwsze nudny, po drugie niesmaczny, a po trzecie obraża moją godność i inteligencję. To żałosne, że w tak prymitywny sposób, manipulując instynktami ludzi, zdobywa się pieniądze i oglądalność.
  • Autorzy "Big Brother" twierdzą, że pokazują prawdziwe życie - jak w dokumencie...
    Ależ skądże! To zupełnie sztuczna sytuacja, a nie żaden dokument, czy prawda o ludzkim życiu! Jestem absolutnie przeciwna takiemu pokazywaniu upodlenia człowieka. To niczemu nie służy. I dlatego dziwi mnie, że w "Big Brother" pojawili się znani dziennikarze. Zawsze uważałam, że jeśli tworzy się dokumenty, to powinno się to robić z jakąś myślą: bronić ludzkiej godności. Oczywiście, że istnieje ciemna strona naszej natury, która uzewnętrznia się w postaci agresji, zła...Czasem jest to "tylko" potrzeba igrzysk. Ale skoro już tworzymy jakąś kulturę i próbujemy się cywilizacyjnie czołgać do przodu, to powinniśmy dążyć "do góry". A mam wrażenie, że w tej chwili cały świat mediów ciągnie nas mocno w dół.... Trzeba się temu opierać.
  • Czy wokół nas rzeczywiście jest tyle zła? A jeśli tak, to co można na to poradzić?


    Przede wszystkim zdawać sobie sprawę, że zło jest obecne i go nie lekceważyć. Gdy próbujemy udawać, że go nie ma, zło zwycięża. W dzisiejszym świecie granica, za którą kończy się dobro, jest czasami bardzo płynna, coraz bardziej się zaciera. Teraz niebezpieczeństwo czai się gdzie indziej: to nie jest już zło, które wychodzi z lasu z siekierą, czy mierzy do nas z karabinu maszynowego. To zło ukryte w niewinnych formach, w próbach uzależnienia nas, odebrania nam godności. Kiedyś to człowiek był zabijany, a teraz ginie jego psychika. Właśnie taki jest program "Big Brother": on poniża człowieka. Zresztą agresywna reklama też wpędza ludzi na ścieżkę, na której liczy się tylko rzecz, a nie druga osoba. Tak można zamienić człowieka w manekin bez duszy. To wszystko jest szalenie niebezpieczne.

  • Skoro kino może wpływać na ludzi i zmieniać świat, to w jaki sposób powinno to robić?
    Powinno stawiać pytania. Najważniejsze, to dotrzeć do widza i spowodować, że zacznie myśleć samodzielnie. Moim zdaniem Starożytni mieli rację mówiąc, że sztuka służy oczyszczeniu - to prawda. Artysta jest po to, żeby pomagać człowiekowi być lepszym.
  • Czy w takim razie - skoro zdarzają się filmy i piosenki, po których młodzież robi się agresywna, lub wręcz zabija - nie przydałby się jakiś rodzaj cenzury?
    A kto miałby cenzurować? I według jakich kryteriów? Nie, to zbyt niebezpieczne. Cenzura jest niestety czymś, co przerobiliśmy w bardzo negatywny sposób i myślę, że dzisiaj nikt już opowie się po jej stronie. Ja po prostu wierzę w "cenzurę", która tkwi w każdym człowieku. Obojętnie, jak ją nazwać: sumieniem, czy może naszym "twardym jądrem". W każdym normalnym człowieku, a nie jakimś psychopacie, jest coś takiego, co we właściwym momencie mówi mu: "Dość!". I do tego trzeba się odwoływać.
  • Czy, Pani zdaniem, istnieje coś takiego jak kino "kobiece" i "męskie"?
    Nie! Jest przecież bardzo dużo filmów robionych przez kobiety, które są zdecydowanie "męskie"- i na odwrót! Zresztą moje filmy nigdy nie były w ten sposób postrzegane. Natomiast zgodzę się, że jest coś takiego jak kobiecy i męski pierwiastek w świecie. Na pewno w prywatnym życiu wykonuję role kobiece, ale to, co się pojawia na ekranie, nie ma z tym nic wspólnego.
  • Jest Pani zwolenniczką klasycznego podziału ról w domu? Nawet, jako kobieta sukcesu?
    Prywatnie zamieniam się w Matkę Polkę i mam przez to dodatkowy, domowy etat - żadnych ulg!
  • Czyli film nie zawojował Pani domu? Nie próbowała Pani np. wprowadzić do świata kina swojego syna?
    Starałam się tego nie robić, bo uważam, że każdy musi odkryć własną pasję. I mam nadzieję, że mój synek jest na tyle silną osobowością, że samodzielnie wybierze drogę w życiu. Dlatego absolutnie odmawiałam np. jego udziału w castingach.
  • Więc filmowy plan nie jest dla dziecka dobrym miejscem?
    Kino to pomieszanie fikcji z rzeczywistością. A dziecko szczególnie łatwo zapomina o granicy między prawdą i zmyśleniem. W dzisiejszym świecie, gdy w ogóle wszystko jest trochę wirtualne, trzeba na to uważać.
  • Czy doświadczenie związane z wychowaniem dziecka w jakiś sposób przydaje się Pani przy pracy w "M jak Miłość"?


    Myślę, że tak, bo mały Franek Przybylski jest w podobnym wieku, co mój synek. Dlatego dokładnie rozumiem jego reakcje, np: pewnego rodzaju "nadpobudliwość" kilkulatka. Poza tym ja po prostu bardzo lubię dzieci: nie drażni mnie, gdy biegają wkoło z krzykiem, więc pewnie łatwiej jest mi przez to je akceptować.

  • Na planie rządzi Pani cała ekipą. Czy prywatnie też ma Pani świadomość, że od początku do końca kieruje swoim życiem? A może wierzy Pani w siłę przeznaczenia?
    Na pewno wierzę, że człowiek jest w stanie kontrolować swoje życie, ale tylko do pewnego stopnia. Nigdy do końca. Sama doświadczam wielu stanów emocjonalnych, nad którymi trudno jest mi zapanować. Myślę, że pytanie o przeznaczenie, to pewna tajemnica, którą każdy z nas w sobie nosi. I właściwie nigdy nie dostajemy na nie odpowiedzi...
  • W jednym z wcześniejszych wywiadów zapowiadała Pani, że zrobi film o źle, a w drugim, że o miłości - czy chciała Pani te tematy połączyć?
    Tak, wtedy chodziło o scenariusz na podstawie opowiadania Herlinga-Grudzińskiego. Myślę zresztą, że we mnie stale walczą dwie skłonności przy poszukiwaniu tematów. Z jednej strony zrozumienie dla ludzi, którzy cierpią np. z powodu uzależnień, czy depresji. A z drugiej potrzeba zrobienia czegoś jasnego, pogodnego... Kina, które by służyło jakiemuś pokrzepieniu, pokazywało nadzieję. To dlatego moje filmy są naprzemian pełne "światła" i "cienia".
  • Ostatnie pytanie: czy ma Pani jakieś życiowe motto? Jakąś prawdę, czy radę, którą chciałaby przekazać innym?
    Nie dać się zniewolić: za wszelką cenę. To chyba główna idea, jaką w sobie niosę - najważniejsze, to czerpać radość z bycia wolnym... Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł