Urodziła się Pani w Toruniu, ale już od kilku lat mieszka w Warszawie. Lubi Pani wracać do rodzinnego miasta?
Oczywiście, że tak! Toruń kojarzy mi się z najpiękniejszym okresem w życiu – z dzieciństwem. Z latami szkoły, z przyjaciółmi... Zresztą nie znam nikogo, kto na wspomnienie o Toruniu nie reagowałby zachwytem! To wspaniałe miasto – od strony Wisły ma chyba najpiękniejszą panoramę w Polsce. Poza tym Toruń jakiś czas temu dostał spore dofinansowanie na odnowę zabytków - jest na liście UNESCO – i cała starówka jest już odrestaurowana. Fasady kamienic mają teraz takie nasycone, świeże barwy... Wyglądają jak z bajki! No i w Toruniu dzieje się masa ciekawych rzeczy. To miasto uniwersyteckie, więc są tam koncerty, festiwale... Jest też klub "Odnowa", z którego pochodzą zespoły Kobranocka i Republika. Myślę, że to miasto miało duży wpływ na to, co teraz robię - jakie mam poczucie estetyki, wrażliwość na piękno...
Zna Pani jakąś charakterystyczną, toruńską legendę?
Niedaleko Wisły stoi w Toruniu Krzywa Wieża – jedna z naszych zabytkowych atrakcji. Dawno, dawno temu Wisła coraz bardziej się do tej wieży zbliżała. W końcu wieża zareagowała i mówi: "Słuchaj, nie płyń tak blisko i mnie nie podmywaj, bo runę!". Na co Wisła z uśmiechem: "To ruń!". I tak powstała nazwa miasta...
Co pokazałaby Pani w swoim mieście turystom?
Na pewno Kamienicę pod Gwiazdą, która ma przepiękną fasadę i wnętrze, Dom Kopernika... Barokowy teatr im. Horzycy – z bogatym wystrojem, jak bombonierka... Mamy też przepiękną, gotycką Katedrę Świętych Janów (patronami są Jan Chrzciciel i Jan Ewangelista – przyp.red.), która ma wspaniały - drugi co do wielkości w Polsce dzwon (dzwon " Tuba Dei" -Trąba Boża – został odlany w 1500 r., posiada średnicę 2,17 m i waży 7,200 kg – przy.red.). W środku jest też miejsce upamiętniające chrzest Kopernika, przepiękne witraże, rzeźbiony otwierany ołtarz.
A co każdy turysta z Torunia przywieźć powinien?
Pierniki! Obowiązkowo! Nawet moi rodzice, gdy odwiedzają mnie w Warszawie, zawsze mają ze sobą pierniki... Teraz jest ich całe mnóstwo. Do wyboru, do koloru: o różnych kształtach –np. kamienicy, albo wieży ratuszowej - z różnymi nadzieniami, w polewie lukrowej... Pamiętam, że gdy byłam mała - mimo, że czasy były ciężkie - gdy tata dostawał wypłatę, zawsze przynosił do domu albo śliwki w czekoladzie, albo właśnie toruńskie pierniki. I to w prawdziwej czekoladzie – a nie te gorsze, w "polewie czekoladowej". Absolutny exclusive!
To prawda, że trafiła Pani do Piernikowej Alei Gwiazd?
Tak, na starym rynku jest w chodniku mosiężna "katarzynka" z moim podpisem. Swoje katarzynki mają też Grażyna Szapołowska i Bogusław Linda. Bardzo miło wspominam uroczystość odsłonięcia. Spotkałam np. mojego wychowawcę z podstawówki - i wiele osób, z którymi w pewnym momencie urwał mi się kontakt. Bo rozjechali się na studia, założyli rodziny... To było bardzo wzruszające. Widząc, jak dużo ludzi przyszło poczułam, że mieszkańcy pamietają mnie i darzą sympatią. To było bardzo miłe.
W dzieciństwie mieszkała Pani właśnie na Starówce?
Nie, na ogromnym osiedlu - podobnym do warszawskiego Ursynowa. Ale bardzo często chodziłam np. ulicą Szeroką, bo na Przedzamczu uczęszczałam do Młodzieżowego Domu Kultury, na zajęcia Studia Poetyckiego. To właśnie tam naprawdę złapałam bakcyla teatru - i aktorstwa.
Wracając do domu, idzie Pani na spacer po mieście?
Tak, ale wskakuję też na rower i pędzę do lasu! Niedaleko osiedla, na którym mieszkałam, zaczynają się lasy, które zjeździłam wzdłuż i wszerz razem z moim tatą. Gdy byłam mała, tata wsadzał mnie w koszyk, który zawieszał na kierownicy i razem jechaliśmy na ryby albo na grzyby. Więc teren znam świetnie!.
A ma Pani również jakieś ulubione kluby, kawiarnie?
Niestety juz nie, bo od kilkunastu lat mieszkam w Warszawie ,a w Toruniu przez ten czas wiele się pozmieniało. A poza tym, gdy wracam do domu, to mama mnie do żadnej knajpy nie puszcza! Wiadomo, że obiad domowy, z całą rodziną jest zawsze lepszy, niż w restauracji!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska