Aniu, jakie było pierwsze pytanie, które zadałaś swojej bohaterce - Julce ?
Pamiętam doskonale, że od razu po przeczytaniu scenariusza pomyślałam:"Julka... co ty ze mną robisz?". Masz przecież moją twarz, moje ciało – całą fizis, które ci oddaję! Jesteś więc mną, ale – ja nie jestem tobą. Jedyne, co nas łączy to żywiołowość charakteru – która to jednak ewoluuje w dwóch różnych kierunkach. Tak więc, z całą mocą i stanowczością podkreślam, że jesteśmy dwiema zupełnie różnymi istotami!
Nie uwierzę, że między wami nie ma więcej punktów stycznych...
No dobrze, punkt dla ciebie! Naszą wspólną "piętą Achillesową" jest... matematyka. W szkole średniej zdarzyły mi się nawet korepetycyjne epizody, ale z ręką na sercu muszę przyznać, że podczas ich trwania byłam naprawdę pilną uczennicą i nigdy, przenigdy nie zaświtała mi w głowie myśl, aby mojego korepetytora potraktować jako potencjalny obiekt zainteresowań (śmiech)
Wcześniej, w serialu "Na dobre i na złe" zagrałaś swoją imienniczkę: Anię – dziewczynę narkomana, którego przewinienia postanowiła ukryć. Dobrze czujesz się w rolach postaci przewrotnych ?
Tak, bo o ile w życiu kieruję się prostymi i jasnymi zasadami, o tyle na ekranie przewrotność roli nie pozwala nikomu przejść obok postaci obojętnie. Widz musi opowiedzieć się po którejś stronie, określić swoje emocje, zadać tej postaci pytania.
Lubię zresztą postaci, z którymi można się konfrontować. Dlatego też rola Julki jest dla mnie prawdziwym aktorskim wyzwaniem. Nieraz, zdając sobie sprawę z tego, że prywatnie jestem zupełnie inna niż ona, "kłócę" się z nią, i – zgodnie z sugestiami reżysera – wciąż pamiętam, że wcielając się w tę postać muszę rozłożyć akcenty barwniej, mocniej.
Czyli, wchodzi na plan Ania, następuje magiczne "klik" i ... rodzi się Julka?
Dokładnie tak! To moje "klik" jest jednak w pełni kontrolowane przez cały zespół profesjonalistów. Nie jestem zawodową aktorką, studiuję prawo – jestem na trzecim roku, a kierunek ten ma w sobie coś takiego, że "zamyka" człowieka w karbach przepisów, kodeksów i paragrafów – systematyzuje. Dlatego też, dzięki tej aktorskiej przygodzie – mam nie tylko odskocznię dla psyche, ale i daje mi to możliwość zachowania zdrowej równowagi i dystansu.
W pracy na planie również bardzo pomaga mi moja serialowa "ofiara", czyli Marcin Mroczek, który jako Piotrek Zduński musi strzec swej moralności przed zbyt "ekspansywną" uczennicą.
Jego zachowanie, celne uwagi, poczucie humoru – to wszystko sprawia, że nawet podczas trudnych dla mnie scen, mogę czuć się w pełni swobodnie.
Jak sama powiedziałaś – nie jesteś zawodową aktorką. Czy kiedykolwiek kamera Cię peszyła?
Nigdy. Odkąd pamiętam działała na mnie tylko mobilizująco. To, nad czym musiałam popracować to odruch, aby nie patrzeć w "oko" kamery.
Dziś nie mam z tym już żadnych problemów. Cieszę się, że dane mi było – i jest – grać w dwóch najpopularniejszych polskich serialach. A w zasadzie, wszystko zaczęło się od tego, że mój chłopak – Kuba (Jakub Tolak - przyp.red) kiedyś, zupełnie przypadkiem powiedział: "w zasadzie byłabyś niezłą aktorką. Spróbuj, co ci szkodzi?" Posłuchałam. Zaniosłam swoje zdjęcia do agencji aktorskiej i... prawie od razu "z rozpędu" - dostałam rolę.
A gdyby tak nastąpiła jednorazowa "nieoczekiwana zmiana miejsc" i znalazłabyś się po drugiej stronie kamery – co zmieniłabyś w Julce?
Zależałoby mi, aby przeżyła katharsis. By okazało się, że tak naprawdę Julka nie jest "chroniczną flirciarą" ale, że jej problem ma zupełnie inne, głębsze podłoże. W pewnym momencie życia zabrakło jej ojca, a mając na co dzień jedynie zapracowaną matkę, Julka wciąż szuka jego substytutu – kogoś, kto poukładał by jej świat, kto imponował by jej siłą, intelektem, dawał też niezbędne poczucie bezpieczeństwa. Kogoś, kto bezboleśnie pozwolił by jej wkroczyć w sposób całkowicie naturalny w jej dorosłe życie. I kto wie – może dalej jej w nim towarzyszyć?
Zdarza Ci się bronić Julki przed samą sobą?
Nieraz! Mam mnóstwo argumentów na jej obronę. Lubię naiwność Julki, rozumiem jej przeświadczenie, że życie to bajka, film, który toczy się z jej mniej lub bardziej przypadkowym udziałem. Dlatego też usilnie twierdzę, że ona nie jest typem dziewczyny "zepsutym do szpiku kości". Raczej – zagubioną nastolatką, która wciąż szuka swojej recepty na życie i – jak na razie – nie potrafi jej znaleźć.
Jednak sposoby do jakich się ucieka świadczyły by o tym, że jest to lekarstwo gorsze od choroby...
To, że Julka błądzi jest prawem jej młodości. W jej przekonaniu nie dzieje się nic złego, nikogo nie krzywdzi – może poza sobą i swoimi niespełnionymi marzeniami.
Nie cenię jej za to, że oszukuje matkę, ale za to, że bardzo ja kocha. Stara się za pomocą drogich prezentów zagłuszyć swoje poczucie winy. A Piotrek... cóż... Julka podświadomie czuje, że skoro jej matka powierzyła mu zadanie "naukowego patronatu" nad córką, w dużym stopniu mu ufa. To z kolei działa na Julkę jak swego rodzaju afrodyzjak – z jednej strony zdobycie Piotrka staje się jej idee` fix. Z drugiej – czuje, że gdyby jej uległ, zdradził swoją żonę - Kingę (Kasia Cichopek – przyp.red) natychmiast spadłby z tego piedestału.
Krótko mówiąc ideał sięgnąłby bruku, a Julka wówczas przeszłaby obojętnie obok.
Czyli jednak – syndrom pogoni za króliczkiem?
Piotrek różni się od jej rówieśników tym, że jest już mężczyzną, a nie – jednym z chłopaków z klasy, którzy na co dzień może nawet w nadmiarze - otaczają Julkę.
Tak naprawdę Julka nie zna Piotra, może jedynie przeczuwać jakim jest człowiekiem. Ponieważ jednak jest intrygujący, atrakcyjny i... zajęty – jest dla niej typem mężczyzny – trofeum, swoistym wyzwaniem. Julka przeczuwa, wie, że podoba się płci przeciwnej, tak więc tym bardziej chce sprawdzić swoją kobiecą moc wobec kogoś, kto wydaje się być całkiem dla niej niedostępny i poprzez to jeszcze bardziej pociągający.
Postać Julki i jej sposób zdobywania pieniędzy może być jednak pretekstem do poruszenia prawdziwego problemu: młodych dziewcząt, które pochodzą z rozbitych rodzin, nad którymi w zasadzie prawie nikt nie sprawuje kontroli. One zaś, brną w ślepy zaułek...
Dlatego też przygotowując się do tej roli, przeczytałam całkiem sporo psychologicznych książek, poradników. Nie chciałam potraktować historii mojej bohaterki zbyt powierzchownie. Chciałam ją poznać, zrozumieć i niejednokrotnie – usprawiedliwić jej postępowanie. Może to zagubienie, które objawia się w jej spotkaniach ze starszym mężczyzną, starszym nawet od Piotrka, jest spowodowane syndromem braku ojca? .
Może Julka wciąż próbuje sobie coś udowodnić? W każdym razie, "przegaduję" z moją bohaterką prawie każdą scenę – mam nadzieję, że z czasem okaże się, że przyczyna jej zachowania ma swoje korzenie, swój związek przyczynowo – skutkowy.
Zresztą, najczęstszym pytaniem, które sama zadaję Julce jest: "dlaczego?"
To teraz pytanie do Ani. Co najtrudniej jest Ci w sobie samej zaakceptować?
Jestem typowym zodiakalnym Lwem – z koroną przekrzywioną na bok i syndromem apodyktyczności (śmiech). Na szczęście nie tylko wobec innych, ale również wobec siebie. Wciąż czegoś od siebie wymagam. Można powiedzieć, że zamieniam marzenia na plany.
No wiesz! A ja właśnie miałam zamiar zapytać Cię o marzenia...!
No to zrobię wyjątek i zdradzę: zagrać czarny charakter: famme fatale. Wcielić się w skórę Moniki Belucci i pokazać wszystkim co to znaczy prawdziwa przewrotność! (śmiech)
A wracając na ziemię, mam nadzieję, że w "M jak Miłość" zostanę na dobre i na złe! Choć, muszę przyznać, że tych marzeń jest znacznie więcej!
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę!
Rozmawiała: Justyna Tawicka