Jak to się stało, że dowiedziałeś się o naborze do serialu?
Jeden z reżyserów zadzwonił do dyrektora gimnazjum, w którym się uczę. Poszukiwali chłopaka, który mógłby zastąpić na planie dotychczasowego Łukasza, którego gra Franek Przybylski.
Ponieważ występowałem już w Teatrze Powszechnym i wcześniej skończyłem ognisko teatralne przy Teatrze Ochota, dyrektor polecił mnie. Po wstępnych rozmowach, dostałem próbny tekst, który miałem przygotować na casting. Z tego, co wiem, podzielony był on na kilka etapów; w dniu, na który przypadł mój termin było około 30 kandydatów do roli Łukasza.
Kto Cię zmobilizował?
Ja sam (śmiech). Występując w teatrze, byłem już wprawdzie "oswojony" z publicznością. Jednak – kamera to zupełnie inna sprawa. Na castingu miałem odegrać dwie sceny – jak później się okazało, były to "prawdziwe" sceny wzięte ze scenariusza. To był najbardziej nietypowy casting ze wszystkich dotychczasowych: tę samą scenę miałem zagrać po kilka razy: najpierw "klasycznie", później włączyć w nią przekładanie skrzynek po napojach, a następnie: w ruchu – klaszcząc, krzycząc, przewracając się, generalnie: zrobić sporo zamieszania. Kiedy na koniec komisja powiedziała, że mam talent, zabrzmiało to nieco dziwnie... Mimo wszystko nie czułem się pewnie...
Odpowiedź jednak nadeszła...
W zasadzie miała ona nadejść za dwa tygodnie. Tymczasem już następnego dnia zadzwoniła do mojego taty pani Grażyna Szymańska, z informacją na "tak" od pani Ilony Łepkowskiej. Mój tata, chcąc mi zrobić niespodziankę, tego samego dnia, od razu po szkole przywitał mnie z ogromnym tortem!
Z tego, co wiem – jesteś dobrym uczniem. Nie obawiałeś się, że trudno będzie pogodzić pracę z nauką?
Zupełnie nie. Zdjęcia do "M jak Miłość" będą mi średnio zajmować około czterech dni w miesiącu, tak więc nie ma żadnego zagrożenia, że zaniedbam szkołę.
No, chyba, że odezwie się moja pięta achillesowa, którą jest fizyka (śmiech), bo zdecydowanie wolę przedmioty humanistyczne.
Zauważam jednak, że im więcej mam zajęć, tym lepiej potrafię rozplanować swój czas.
Miałeś swoją wizję wejścia w rodzinę Łukasza?
Kiedy jeszcze nie śniło mi się nawet, że będę grał w tym serialu, od razu spodobał mi wątek Dominiki Ostałowskiej i Mariusza Sabiniewicza.
Oglądałem z uwagą odcinki, w których grał mój poprzednik, ale jak na razie myślę, że powinienem wcielić się w rolę Łukasza w podobnym stylu.
Ponoć nawet z wyglądu jesteśmy trochę podobni: mimo tego prawie od razu, przed pierwszym dniem zdjęciowym posłano mnie do fryzjera na krótsze cięcie, a ja tak chciałem zapuszczać włosy! (śmiech)!
Pierwszy dzień na planie...
To wrażenie, że ekipa "M jak Miłość" jest jak jedna zgrana rodzina.
Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z nimi wszystkim, miałem ten komfort, że mogłem obserwować to, co dzieje się na planie. Dopiero po dwóch dniach zaczęły się moje dni zdjęciowe. Byłem zaskoczony ilością ludzi, wszechobecnymi światłami i tysiącem wijących się kabli! Najmilej wspominam chwile, kiedy aktorzy, których znałem wcześniej jedynie ze szklanego ekranu, od razu przyjęli mnie jak "swojego".
Czy w życiu prywatnym jesteś choć trochę podobny do Łukasza?
Mamy podobną zdolność do pochopnego podejmowania decyzji i sprzeciwiania się rodzicom. No i ten bałagan w pokoju! (śmiech)
To w zasadzie Twoje pierwsze spotkanie z kamerą?
To prawda. To także mój pierwszy wywiad! Ale mój tata powtarza, że od najmłodszych lat przejawiałem zdolności aktorskie. Byłem trochę takim niespokojnym duchem. Po tym, jak zostałem wybrany do "M jak Miłość" upewniłem się, że to z aktorstwem chcę związać swoją przyszłość.
Kolejny krok, to ukończenie szkoły państwa Machulskich, w którym rozpocząłem już naukę.
No to powiedz śmiało: kto jest Twoim ulubionym aktorem!
Bez wątpienia Johny Deep! Marzę o tym, żeby osiągnąć choć ułamek jego umiejętności aktorskich.
Moim marzeniem jest także założenie – wraz z grupą przyjaciół – kabaretu. Kilka lat temu udało mi się nawet zorganizować w szkole konkurs kabaretowy: "Beczka śmiechu". Ależ się działo!
Mam nadzieję, że będę miał okazję przekazać Łukaszowi sporo dobrego humoru!
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
Rozmawiała: Justyna Tawicka