Na studiach oglądała gwiazdy przez teleskop. Dzisiaj, organizując misje Polskiej Akcji Humanitarnej, podziwia gwiazdy nad Sudanem, Palestyną, Sri Lanką… Prawdziwy blask odkrywa jednak w oczach tych, których spotyka - i którym pomaga.
W "M jak Miłość" pojawiła się tylko przez kilka minut. To wystarczyło, by widzowie - tak, jak serialowa Madzia, Kinga, Piotrek i Kuba - zapragnęli pomóc ludziom z drugiego krańca Ziemi. Zapraszamy na rozmowę z Janiną Ochojską…
W mediach pojawia się Pani często. Ale w roli aktorki wystąpiła Pani w "M jak Miłość" chyba po raz pierwszy?
Tak, to mój debiut absolutny! (śmiech) Udzielić wywiadu jest przed kamerą łatwo - opowiadam o tym, co znam i sama widziałam. Ale na planie jest inaczej. Trzeba zapamiętać kwestie, nic nie wolno w tekście zmienić… A to nie takie proste! (śmiech) Za drugim razem poszło mi chyba lepiej. A poza tym, na planie była bardzo miła atmosfera, co też jest bardzo ważne. Cieszę się, że mogłam zobaczyć, jak serial powstaje - od kulis. Jak ogromna kryje się za tym machina. Ile trzeba dubli, godzin pracy… To robi wrażenie!
Jak zaczęła się współpraca PAH-u z "M jak Miłość"?
Od gali 15-lecia miesięcznika "Twój Styl". Tam spotkałam Ilonę Łepkowską, która była wtedy jedną z Kobiet Roku. Od pewnego czasu zastanawiałam się, jak pokazać ludziom, że teraz PAH już nie jeździ z konwojami, tylko udziela pomocy poprzez misje - w różnych częściach świata. Więc zapytałam, czy nie dałoby się wysłać jakiegoś wolontariusza na misję w serialu… A Ilonie Łepkowskiej pomysł spodobał się od razu! Odwiedziła nas w PAH-u, opowiedzieliśmy jej o naszych programach - i wybór padł na Afganistan. Zależało mi, by p. Łepkowska poznała wszystkie szczegóły. To, jak naprawdę wygląda tam nasza praca - i życie. I by znalazło się to w scenariuszu. Bo trudno, by Madzia pisała np. w e-mailu, że "właśnie wychodzi z mieszkania", skoro w Kabulu są właściwie tylko domy - a nie bloki.…
Na początku podróż Madzi miała być pewnie tylko wirtualna?
Nie, od początku chcieliśmy, żeby aktorka naprawdę tam pojechała. I naprawdę wszystko zobaczyła: warunki, w jakich mieszkamy i pracujemy, problemy z którymi się borykamy… Ania musiała tego doświadczyć - po to, by oddać to potem na ekranie. Na misji brakuje np. czasem wody i prądu. Żeby się umyć, trzeba czekać, aż włączą się generatory. Ale i tak dobrze, że Ania nie była w Afganistanie zimą. Budynek trudno ogrzać, więc cały czas siedzimy wtedy w śpiworach i rękawiczkach…
Wyjazd aktorki na misję był pewnie niebezpieczny…
Nie. Choć to prawda, że w tej chwili w Afganistanie jest mniej bezpiecznie, niż rok temu. I mają miejsce zamachy. Ale to rzeczywistość, w której da się normalnie żyć. Trzeba tylko wiedzieć, jakich tras unikać. Oczywiście, wypadek zawsze może się zdarzyć. Ale tak jest również w Polsce. Wystarczy trafić na ulicy na pijanego kierowcę.
Na zdjęciach widać, że Anna Mucha nosiła w Afganistanie chustę - tego wymaga tam prawo?
Nie, jako Europejka mogła chodzić z odkrytą głową. I nikt nie zrobiłby jej nic złego. Ale żeby z ludźmi rozmawiać - i naprawdę ich poznać - trzeba szanować ich obyczaje. Na misji, wszystkie kobiety z PAH-u chusty zakładają. I zwykle noszą ubrania kupione w Afganistanie: ładne, tanie i praktyczne a przed wszystkim zakrywające ręce, dekolty etc. Miejscowi wiedzą, że to wyraz szacunku dla ich kultury. A to bardzo nam w pracy pomaga. Ania z Polski przywiozła np. spodnie, w których widać jej było kostki - więc na miejscu musiała znaleźć dłuższe. A gdy okazało się, że jej spódnica ma z boku rozcięcie, pod spód założyła spodnie.
Jak dokładnie wyglądał pobyt aktorki na misji?
Ania pojechała na misję jako koordynator projektu odbudowy średniej szkoły w prowincji Kapisa, którą PAH buduje dla 1200 chłopców z kilkunastu wiosek. Była na budowie, rozmawiała z robotnikami, z inżynierem nadzorującym, oglądała postępy prac, odwiedziła szkołę dla dziewcząt, w której po południu uczą się chłopcy, żeby zobaczyć w jak trudnych warunkach obecnie się uczą. Wykonała dla nas konkretną, poważną pracę: nakleiła na sprzęty etykietki inwentaryzacyjne, pomogła wpisywać rachunki do excela. Była też w Malaspie, w dolinie Pandższiru gdzie zbudowaliśmy wodociąg - to właśnie projekt, na który zbieraliśmy pieniądze na ECCO Walkathonie. W tej wsi ludzie dotychczas brali wodę z brudnego strumyka. Teraz mają czysta pitną wodę, dzięki czemu nie chorują, mogą chodzić do szkoły. Problem dostępu do wodny pitnej i wody dla rolnictwa to jeden z najważniejszych problemów w Afganistanie i myślę, że Ania to w Afganistanie zobaczyła. W Malaspie widziała dzieci, które zamiast do szkoły, chodzą z plastikowymi pojemnikami do strumyka - i dźwigają potem wodę do domu…
Poza Anną Muchą, czy PAH współpracuje też z innymi polskimi gwiazdami?
Piotr Adamczyk jest ambasadorem naszych "programów wodnych". PAH sprzedaje m.in. niebieską opaskę z napisem "ZBIERAM WODĘ" - i w ten sposób zbiera pieniądze na projekty na całym świecie: w Sudanie, Palestynie, Afganistanie, na Sri Lance, w Czeczenii… Zwykle budujemy albo studnie, albo ujęcia wodne. W Malaspie - gdzie była Ania - ludzie brali wcześniej wodę ze strumienia, do którego spływały odchody i nawozy z pól. Już po kolorze widać było, że do picia się nie nadawała… My zbudowaliśmy rurociąg, który sprowadza wodę do wioski z gór. W południowym Sudanie budujemy studnie z pompami. Wybudowaliśmy już 8 studni m. in. dla powracających uchodźców z Darfuru. W południowym Sudanie, kobieta lub dziecko najpierw muszą iść czasami kilka godzin w miejsce gdzie jest woda, a potem czekać w kolejce też kilka godzin… Zdobywanie wody jest głównym zajęciem ludzi. A gdzie czas na opiekę nad dziećmi, uprawę pola, na dbanie o dom, gdzie czas na naukę dla dzieci…
A oprócz "M jak Miłość", czy wątek PAH-u pojawi się też w innych serialach?
Na razie nie, ale kiedyś współpracowaliśmy z "Klanem". Wtedy - gdy PAH organizował pielgrzymki Polaków z Kazachstanu - jedna z serialowych rodzin zaprosiła do siebie gościa właśnie zza wschodniej granicy. I nasz bohater został już na stałe.
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska