TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Zmienić świat - część druga wywiadu z Janiną Ochojską

. Data publikacji: 2016-02-15

Gdy człowiek zaczyna pomagać, zaciąga pewne zobowiązanie. Także wobec tych, którzy "pomagają pomagać". Ktoś, kto ma 20 zł i chce oddać je dla Bośni, sam nie zrobi nic. Ale gdy znajdzie się pośrednik - i pozbiera te 20 zł od kilku tysięcy osób…

Skąd wziął się impuls, dzięki któremu pomaga Pani ludziom na całym świecie?
Życie, w jakiś sposób, przygotowało mnie do tego od dziecka. Jestem niepełnosprawna, więc zawsze potrzebowałam pomocy innych. I zawsze musiałam radzić sobie z trudnymi sytuacjami. A na studiach "zbudowało" mnie Duszpasterstwo Akademickie. Zrozumiałam, że moje istnienie ma sens, gdy jest istnieniem dla innych. Życie tylko dla siebie, w dłuższej perspektywie, szczęścia nie daje.
A studiowała Pani…?
Z zawodu jestem astronomem. I na początku pracowałam w Polskiej Akademii Nauk, w pracowni astrofizyki w Toruniu.
Więc jak zamieniła Pani PAN na PAH?
Zaczęło się od konwoju do Sarajewa w październiku 1992 r. Przygotowała go francuska organizacja humanitarna EquiLibre, która wcześniej - w stanie wojennym - pomagała też Polakom. Pojechałam wtedy jako wolontariuszka. Trochę z ciekawości. Celem konwoju było m.in. przywiezienie do Francji tysiąca dzieci wraz z matkami - bo mężczyzn wtedy nie wypuszczono - do rodzin, które zaprosiły je na cały rok. Wcześniej te dzieci żyły w obozach, w strasznych warunkach. Na miejscu zobaczyłam, czym tak naprawdę jest wojna. I cierpienie ludzi, którzy wcale wojny nie chcą. Nie walczą. Są uchodźcami. Mieszkają w pomieszczeniach, w których wcześniej trzymano bydło i króliki. Tłoczą się wszędzie, gdzie tylko jest dach. Albo pod gołym niebem. Wróciłam z myślą, żeby zorganizować konwój do Sarajewa także z Polski.
Łatwo pewnie nie było?
Przyjaciele twierdzili, że to niemożliwe: skąd pieniądze, ciężarówki, dary? Ale się udało! Najpierw zgłosiłam się do dziennikarza z "Gazety Wyborczej" - on wysłał mnie do kolegi z radia… Od razu trafiłam na antenę, kompletnie nieprzygotowana. Opowiadałam o tym, co widziałam w Sarajewie i… telefony się rozdzwoniły! W ciągu miesiąca przygotowaliśmy konwój dwunastu ciężarówek, które wyjechały 26. grudnia 1992 roku. Potem były kolejne… Pomagaliśmy ludziom po obu stronach konfliktu. Tę zasadę stosowaliśmy zawsze - także w czasie wojny izraelsko-libańskiej. W 1994 r. zostałam wybrana Kobietą Europy. A w tym roku PAH obchodzi już 15-lecie. Dostaliśmy odznaczenie od Prezydenta Pakistanu, od Prezydenta Sarajewa…
Na jednym konwoju zatrzymać się nie udało?
Nie! (śmiech) Gdy człowiek zaczyna pomagać, zaciąga pewne zobowiązanie. Także wobec tych, którzy "pomagają pomagać". Ktoś, kto ma 20 zł i chce oddać je dla Bośni, sam nie zrobi nic. Ale gdy znajdzie się pośrednik - i pozbiera te 20 zł od kilku tysięcy osób… Naprawdę: niewielkimi środkami, każdy może zmienić świat na lepsze! I myślę, że Ania Mucha to w Afganistanie zauważyła.
Ile projektów prowadzi w tej chwili Pani organizacja? Kilkanaście?
Raczej kilkadziesiąt! W tej chwili mamy misje w Palestynie, Czeczenii, Sudanie, Iraku, Afganistanie, Libanie i na Sri Lance. Głównie związane z wodą i edukacją - bo to jest najważniejsze. Przed laty, w czasie wojny, w konwojach do Sarajewa zawoziliśmy nie tylko cukier i ryż, ale także kredki i farby. Bo dzieci, żeby się rozwijać, potrzebują nie tylko jedzenia. Ostatnio w Afganistanie, w prowincji Kapisa, zbudowaliśmy szkołę - co mogła zobaczyć Ania Mucha, a w serialu również Madzia. Dzieci, które będą się w niej kształciły, zaczną inaczej patrzeć na życie. Zmienią Afganistan. Ta szkoła to nie tylko budynek z cegieł - to inwestycja w przyszłość kraju. W kilku krajach mamy też programy dla kobiet…
Dla kobiet? To znaczy?...


Pomagamy budować tzw. "małą przedsiębiorczość". W Palestynie rozdaliśmy np. kobietom ciężarne owce i barana - zaczątek stada. Jednocześnie uczyliśmy je, jak opiekować się zwierzętami i wytwarzać produkty mleczne, które mogły potem sprzedawać. Na Sri Lance projekt wyglądał podobnie, tylko zamiast owiec były kurczaki - na mięso i jajka. Dawaliśmy też kobietom - wdowom i ubogim, samotnym matkom - narzędzia do robienia makaronu i placków z ryżu. Po to, by gotując je, mogły zarobić na utrzymanie.
Ostatnie pytanie: gdy odwiedza Pani kolejne misje, co robi na Pani największe wrażenie? Cierpienie? Bieda - w porównaniu z warunkami w Polsce?
To, jak ludzie potrafią pięknie żyć. Bez względu na warunki. Mogą nie wiedzieć, co to elektryczność - ale mają w sobie radość i dumę. I fakt, że ludzie wszędzie są tacy sami. Chcą żyć bezpiecznie i w pokoju. Chcą mieć rodziny. I chcą zapewnić dzieciom jak najlepszą przyszłość…
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska

Bitwa more
Jan
Paweł