TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

W drodze - część I wywiadu z Markiem Kaliszukiem, serialowym Bogusiem.

. Data publikacji: 2016-02-15

Lubię wyzwania. Za to nie lubię zbyt długo zostawać w jednym miejscu. Bo to w jakiś sposób mnie „usypia”.

Na jesieni znowu zobaczymy w „M jak Miłość” serialowego Bogusia – po dłuższej przerwie. Na jak długo zniknął Pan z serialu?
Wracam mniej więcej po dwóch latach. Ale widzę, że na planie dużo się nie zmieniło – dalej jest tak samo sympatycznie i fajnie! A jako Boguś, przypadkiem spotykam Kingę i… Powiem tylko, że bardzo studentom z Łowickiej pomagam. Ale w jakiej sprawie, zdradzić nie mogę! Poza tym, Boguś wprowadzi do serialu nowy wątek - świat showbiznesu i mediów. Wcześniej, Kinga tylko się o to „otarła” - teraz widzowie zobaczą trochę więcej.
No właśnie: showbiznes, gwiazdy… Artyści znani są ze swoich przesądów. Pan również im ulega? Nosi amulety, zagląda do wróżek? Choć akurat o to Pana nie podejrzewam…
Tak? A ja właśnie u wróżki byłem! (śmiech) Miałem wtedy chyba z 19 lat.
Skusiła mnie starsza siostra. Umówiła się do wróżki z koleżankami. Wiadomo:
chciały wiedzieć, kiedy wyjdą za mąż, ile będą miały dzieci. I pewnego razu wybrałem się sam.
I…
Wrażenie było niesamowite! Powiedziała mi sporo rzeczy o mojej przeszłości.
Takich, że byłem zszokowany! Wspomniała o artystycznej drodze, którą właśnie wybrałem, dodając, że to dobry wybór.
A o przyszłości? Bo wróżki są raczej od tego…
Akurat to za bardzo się nie sprawdziło! (śmiech) Ale może dlatego, że byłem uprzedzony – i uważałem. Wróżka przepowiedziała mi np. konkretny dzień, gdy powinienem uważać, bo mogę mieć wypadek. Więc – trochę tak z przymrużeniem oka – powiedziałem sobie, że może faktycznie lepiej wtedy nigdzie nie jechać… Ale przesądny raczej nie jestem. Oczywiście, są pewne aktorskie tradycje. I gdy do teatru przychodzi nowy student, zawsze tłumaczę: „Nie gwiżdż w teatrze, bo ciebie też kiedyś wygwiżdżą!”.
Gdzie w tej chwili można Pana oglądać na scenie?
Najczęściej – w Gdyni, w Teatrze Muzycznym. Gram w musicalach „Footloose”, „Fame”, “Chicago”, “Dracula”… No i w “Pinokiu”.
W roli…?
Pinokia! I naprawdę, nieźle się tym bawię. Na scenie czuję się jak taki nieznośny bachor, który w końcu może trochę popyskować! (śmiech) Nawet nie wiedziałem, że mam w sobie tyle z dziecka.
Przed spektaklem charakteryzacja trwa pewnie godzinami…
Nie, makijaż "na drewnianego pajacyka" jest prosty. Ale nie mam nosa, który rośnie. Na scenie skaczę, biegam, robię fikołki. Cuda wianki wyczyniam! Jest to jedna z cięższych ról pod względem kondycyjnym i fizycznym, więc, jak by tego nosa nie montować, w końcu bym go po drodze zgubił!
Zdarzają się Panu na scenie wpadki?
Czasem… Zabawne, że często zapominam tekstu w spektaklach, które gram już czwarty, czy piąty sezon. Wryte mam je tak, że recytować mogę nawet wyrwany ze snu o trzeciej w nocy! A na scenie… nagle czarna dziura!
Czego łatwiej jest się nauczyć: słów zwykłego dialogu – jak w serialu – czy tekstu piosenki?
Nie wiem, może piosenki? Ale to zależy od utworu. Bo jeśli piosenka ma sześć zwrotek i każda zaczyna się tak samo, a różnią się tylko dwa ostatnie wersy… To po prostu tragedia! Człowiek kończy trzecią i nie wie, czy zaśpiewał właśnie drugą, czy czwartą… (śmiech)
Od czego właściwie zaczęła się Pana przygoda ze sceną? Pewnie na początku były szkolne akademie, recytowanie wierszy…


Nie, wierszy recytować nie lubiłem! Za to muzyka zawsze była mi bliska. Moi rodzice poznali się zresztą w zespole harcerskim Arabeska – tata grał na gitarze, a mama śpiewała. Tam się spotkali, tam się zakochali. A potem – do tego samego zespołu – wstąpiła moja starsza siostra. Za to ja, w liceum, występowałem w Zespole Pieśni i Tańca "Warmia". I od tego chyba się zaczęło. W czwartej klasie, przed maturą, wiedziałem już, że chcę "jakoś" pójść w stronę artystyczną. Tylko nie wiedziałem, gdzie. A na studia aktorskie nie miałem odwagi.
Bo wierszy Pan nie recytował…
No właśnie! (śmiech) Ale mama dowiedziała się, że w Gdyni jest szkoła musicalowa, czteroletnia, gdzie można nauczyć się śpiewu, tańca i aktorstwa. Więc spróbowałem. Ale zdawałem też na filologię angielską i pedagogikę – na wypadek, gdybym się nie dostał.
Pedagogikę? Nie odstraszyło Pana powiedzonko: „Obyś cudze dzieci uczył”?…
Moja siostra jest nauczycielką… Tyle, że niemieckiego. To jej pasja. Katowała mnie od dziecka! (śmiech). Układała w domu na podłodze 32. kartki – tak, jak w klasie są usadzone dzieci – chodziła z „dziennikiem”, miała tablicę… I udawała, że prowadzi lekcje!
Koniec o szkole! Mamy wakacje. Gdzie najchętniej Pan odpoczywa?
Uwielbiam Egipt! Byłem tam już trzy razy. Lubię słońce, a w Egipcie pogoda jest zawsze – czego w Polsce mi brakuje. Jadę do hotelu, siedzę w basenie, piję drinki… Relaks totalny! Na zwiedzanie siły zwykle nie mam – wolę po prostu poleżeć i odpocząć. Ale w piramidach byłem i sfinksa widziałem!
Arabskiego już się Pan nauczył?
Na razie znam tylko jedno słowo: „habibi”! (śmiech)
„Kochanie”… Mogłam się domyślić.
I pamiętam też fragment mojej ulubionej egipskiej piosenki. A jaką frajdę mam, kiedy oglądam w telewizji arabskie teledyski! Coś fantastycznego: te tańce, te kobitki… (śmiech)
To może wróćmy jednak do Polski… Ale zostańmy przy podróżach. Pracuje Pan w Gdyni, Warszawie i Gliwicach – a rodzinę ma w Olsztynie. Za kierownicą spędza Pan chyba pół życia!
Można się przyzwyczaić. Ale faktycznie: są tygodnie, gdy z Gdyni do Warszawy kursuję trzy razy – tam i z powrotem. A w jedną stronę mam prawie 400 kilometrów… Więc bywa ciężko.
Gdzie jest Pana „baza”?
W tej chwili, w Gdyni. Tam mieszkam i robię to, co kocham: gram w teatrze, śpiewam, tańczę. Ale, jeśli trafi się okazja, żeby spróbować czegoś nowego… Czemu nie! Lubię wyzwania. Za to nie lubię zbyt długo zostawać w jednym miejscu. Bo to w jakiś sposób mnie „usypia”.
Ostatnie pytanie: ulubione miejsce w Gdyni?
Plaża. Lubię tam spacerować. Kawałek plaży widzę nawet, gdy mamy próby – z sali baletowej w teatrze. Fantastycznie się wtedy pracuje! Czasem, gdy jestem już totalnie zmęczony i mam dość, wystarczy, że spojrzę w prawo – przez okno. A tam morze, jakiś statek płynie… I od razu robi się lżej!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska

Bitwa more
Jan
Paweł