Twoja bohaterka, Iza, miała okazać się w serialu lesbijką. Tak się jednak nie stało. Jak przyjęłaś propozycję tego wątku?
Na początku nic o tym nie wiedziałam. Iza miała być po prostu postacią „niedopowiedzianą”, a mnie odpowiadała ta tajemnica. Sprawa „orientacji” Izy pojawiła się, kiedy moja postać była już w „fazie rozwoju”. Kiedy zagłębiłam się w scenariusz i okazało się, że moja bohaterka ma mieć „narzeczoną”, poczułam, że na tym etapie jeszcze nie pora na tego typu wyzwanie. Fabuła przedstawia świat wykreowany na „tę” chwilę. Serial rządzi się własną specyfiką. Jako ówczesna absolwentka PWST - świeżo po szkole - nie chciałam zaczynać tak „charakterystyczną” rolą. Nie zgodziłam się. Podsunęłam natomiast pomysł, by Iza była postawiona w jakiejś trudnej, drastycznej życiowo sytuacji. Nie chciałam już na starcie być utożsamiana z kimś, kim nie jestem.
Czy zdarzyły się sytuacje, w których miałaś ochotę powiedzieć swojej bohaterce: „Basta! Co to, to nie!”
Ale właśnie to jest fajne! Czytam coś i myślę: „Nie, ja bym tak nigdy nie zrobiła”. Wiesz, dlaczego to takie fascynujące? Bo zaraz potem nadchodzi pytanie: „Dlaczego?” I dopiero wtedy rozpoczyna się faktyczna praca nad rolą. Powoli, ale systematycznie uczę się patrzeć na świat oczami kogoś zupełnie innego.
Pracując nad rolą, czy budujesz wokół swojej postaci świat, w którym funkcjonuje ona poza tekstem?
Jeśli chodzi o serial, wszystko raczej jest już pokazane. Scenarzyści osnuwają postaci pewną tajemnicą, ale ona się w końcu ujawnia. Inaczej jest w teatrze, gdzie tekst dramatu ukazuje tylko niektóre wycinki z życia postaci. Żeby znać motywy jej postępowania, wspólnie z reżyserem opowiadamy o niej więcej, niż napisał autor. W serialu, w którym jestem teraz, zastanawiam się bardziej nad atmosferą panującą wokół mojej postaci. Nie zadaję sobie pytań intelektualnych, posługuję się intuicją.
Jesteś próżna?
Gramy po to, by jednak zaistnieć w ludzkiej świadomości. Nie tylko widzowie nas potrzebują, my ich również. Gdy ktoś mówi: „ Gram tylko dla ludzi, dla widza, bo dzięki mnie on staje się inny, lepszy; dla siebie zaś, ja sam pozostaję przezroczysty” - nie wierzę.
A co z przyjaźnią w zawodzie - kiedyś deklarowałaś, że w nią nie wierzysz?
Jeśli zaczęła się jeszcze przed tzw. karierą - wówczas to zupełnie co innego. Mówiąc kiedyś te słowa miałam na myśli sytuację dotyczącą osób, które poznajemy już w trakcie pracy. Do tej pory nie zdarzyło mi się, że zwykła sympatia do kogoś z planu przerodziła się w głęboką przyjaźń. Ten zawód wymaga bardzo silnej konstrukcji psychicznej, obnaża nasze prawdziwe „ja”, a jednocześnie pozwala wciąż „grać”. Dlatego nie będę szukała na siłę przyjaciela w tym zawodzie.
To teraz z innej beczki: jak wzrost może przeszkodzić w karierze aktorki?
A jednak! Nic się nie ukryje! (śmiech) Taaak... Z moim wzrostem powinnam dostawać głównie propozycje ról ochroniarzy (śmiech). Powód jest prosty: pokaż mi naprawdę wysokich aktorów, którzy są w stanie partnerować takiej Mai Hirsch...
...Może na bankietach? (uśmiech)
Apage satanas! Nie bywam.
Bo...?
…bo, żeby pokazać się na takiej, czy innej gali trzeba wziąć się w garść i „wyglądać”. A ja zdecydowanie wolę poświęcić czas, który straciłabym na wybór tzw. kreacji i „nastawienie oka” czemuś zupełnie innemu... Cóż... Opuściłam gdzieś po drodze lekcje ze „sztuki bywania”. (uśmiech)
A czy Ty w ogóle robisz coś tak po kobiecemu - tylko dla siebie?
(Uśmiech). Polecam salon piękności na Ostrobramskiej...
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
Rozmawiała:
Justyna Tawicka