TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Zostać księdzem, albo Winnetou... - wywiad z Jackiem Lenartowiczem

. Data publikacji: 2016-02-15

Zawsze chciałem być aktorem i po maturze miałem plan zdawania do szkoły teatralnej. Okazałem się za słabym negocjatorem, bo moja mama powiedziała mi: „prędzej Rejtan po moim trupie przejedzie!

Zapraszamy na drugą część rozmowy z Jackiem Lenartowiczem. Tym razem, aktor zdradzi nam, jak to się stało, że dla teatru porzucił zawód prawnika. Wyjawi też powody emigracji do Australii i... dlaczego czuje się mentalnie równy z innymi. Miłej lektury!
Kiedy byłem mały, chciałem być…
Księdzem! Ale się rozmyśliłem (śmiech). Pamiętam dokładnie, kiedy to było. Służyłem do mszy i na którejś uroczystości w probostwie w Nałęczowie, proboszcz mnie spytał: - „Jacuś, powiedz tutaj księżom, kim ty będziesz jak dorośniesz”. A ja siedzę cicho. „No przecież zawsze powtarzałeś, że ty będziesz księdzem” – przypomniał mi proboszcz. A ja na to: „Nie, plose pana księdza, bo ksiądz nie ma zony”. Wszystkich to rozśmieszyło, a księdzem, jak widać, nie zostałem.
Oprócz księdza to trochę tego było. Chciałem być strażakiem, Winnetou i Jankiem z „Czterech pancernych i psa”, czyli Gajosem (śmiech). Miałem na podwórku swoją załogę z hełmofonami i strzelaliśmy się z kijkowych karabinów.
A zostałeś prawnikiem i nagle zapragnąłeś zawodu aktora? Jak zareagowała na to rodzina?
Zawsze chciałem być aktorem i po maturze miałem plan zdawania do szkoły teatralnej. Okazałem się za słabym negocjatorem, bo moja mama powiedziała mi: „prędzej Rejtan po moim trupie przejedzie!”. Poddałem się woli rodziców. Zdałem na prestiżowy kierunek, jakim jest prawo w Lublinie. Skończyłem go i dostałem się na aplikację sędziowską. Po pierwszym roku zrezygnowałem. A wszystko za sprawą ogłoszenia w gazecie z naborem do studium teatralnego przy Państwowym Teatrze Żydowskim w Warszawie. Rzuciłem wszystko i pojechałem na egzamin.
Wierzyłeś w siebie?
To było totalne szaleństwo. Pamiętam, że pojechałem pociągiem osobowym z Lublina o 4 rano, który stawał na każdej stacji. Ubrany byłem w brązowy garnitur, tak jak każdy poważny człowiek, tym bardziej magister prawa.
Chciałeś być aktorem, tyle dla swojego marzenia poświęciłeś. Dlaczego, więc po osiągnięciu celu wyjechałeś?
Nie tak od razu, trochę pograłem. Ale przyszedł czas tzw. politycznych zmian, które wpłynęły na moje decyzje. Pracowałem wtedy w Komedii i w obecnej Romie, w której po Janku Szurmieju dyrektorem został Bogusław Kaczyński. Nowy dyrektor wymienił prawie cały zespół. Praca raz była raz nie. Moja poprzednia żona namawiała do wyjazdu. Zgodziłem się na Australię, bo nie przypuszczałem, że dostaniemy wizy. Dwoje artystów i małe dziecko, przecież na emigracji poszukują praktycznych zawodów… Ku mojemu zdziwieniu dostaliśmy normalne zielone karty emigracyjne!
Myślałeś, że już na zawsze opuszczasz Polskę?
Spakowałem się i jechałem - nie myślałem... Opuszczać swój kraj i całe dotychczasowe życie nie jest łatwo. Ale to było jak narkotyczny pęd. To przecież wyjazd do Australii, na inny, niezwykły kontynent. Okazało się, że pojechałem, tylko albo aż, na pięć lat. Teraz mam podwójne obywatelstwo.
I co tam robiłeś?
Wszystko! Byłem pomocnikiem malarza, potem miałem z kolegą firmę malarską. Następnie prowadziłem knajpę. Czasem coś zrobiłem dla Polonii. Zagrałem też w dwóch serialach australijskich, w których wcielałem się w polskiego lub jugosłowiańskiego emigranta.
Co zadecydowało, że po pięciu latach wróciłeś do Polski?
Rozstałem się z żoną. Chyba takie są prawa emigracji, że gdzieś zardzewiałe ogniwa, które w Polsce by się utrzymały, tam pękają. Nie ma rodziny, sąsiadów, znajomych... nie ma innych wymówek, aby dalej się męczyć.
Ale mogłeś też tam zostać…


Nie miałem w Australii perspektyw. Chciałem przecież być aktorem, dlatego postanowiłem spróbować w Polsce jeszcze raz. Wróciłem i dostałem się na zastępstwo do muzycznego przedstawienia „Cyrano de Bergerac” z Markiem Perepeczko, Robertem Janowskim, Kasią Skrzynecką. Powoli wracałem do zawodu.
Wróciłeś i zastałeś inną Polskę?
Żyje się lepiej, z tym, że jeszcze w wielu sprawach jesteśmy w tyle. Chodzi też o to, aby się pozbyć pewnych fobii i poczucia niższości...
Pamiętam pierwsze wyjazdy z teatrem do Niemiec. Czułem się tam strasznie. Mieliśmy trzy marki w kieszeni plus dietę - z pięć marek na dzień. A tam piwo kosztowało markę. Jak szliśmy ulicą, wyglądaliśmy jak ubodzy krewni. Począwszy od butów po tureckie sweterki w ciapki. Nie wiedzieliśmy, jak się zachować w dobrym hotelu, bo niby skąd to wiedzieć? Wyjazd do Australii wiele mnie nauczył. Czuję się mentalnie równy z innymi.
Już niedługo będziecie mogli przeczytać o tym, czym oprócz aktorstwa zajmuje się pan Jacek. A także o tym, z kim jest czasem mylony i jaki szczególny komplement na temat swojej roli przechowuje w pamięci. Zapraszamy!
Rozmawiała: Joanna Rutkowska

Bitwa more
Jan
Paweł