Zapraszamy na kolejną cześć wywiadu z Jackiem Lenartowiczem. A w nim... O bokserskiej pasji aktora, o nieprzewidzianych sytuacjach na scenie i o tym, kto z branży aktorskiej uważany jest za jego sobowtóra.
Mało kto wie, że oprócz bycia aktorem, jesteś też mistrzem ceremonii wszystkich ważnych walk bokserskich w Polsce. Skąd taka pasja?
Po prostu przypadek. Mam przyjaciół, którzy założyli Związek Boksu Zawodowego. Stwierdzili, że mógłbym im trochę pomóc w zagrzewaniu publiczności przed walką. Posiadam głos i warunki, więc spróbowałem. Pamiętam, że jedną z pierwszych gal boksu prowadził Michał Milowicz, a potem ja i Grzesiek Kowalczyk. Grzesiek się wycofał, a ja połknąłem bakcyla i przejąłem prowadzenie wszystkich gal.
Którą walkę zapamiętałeś najbardziej?
Pamiętam walkę Darka Michalczewskiego z Joeyem de Grandisem w Gdańsku, gdy „Tygrys” walczył po raz pierwszy w polskich barwach. Było to przeżycie. Gala była też transmitowana przez telewizję ZDF na Niemcy. Pamiętam walkę Krzysia „Diablo” Włodarczyka, gdy wywalczył ze Steve'em Cunninghamem na Torwarze tytuł mistrza świata federacji IBF. I jak w Katowicach przegrał ten tytuł mistrza świata do Cunninghama. Pamiętam, jak w Katowicach wywoływałem Andrzeja Gołotę. Miałem przyjemność spotkać legendę światowego boksu - Dona Kinga. Stał z boku na ringu, a ja go wywoływałem. To są niezapomniane chwile!
Co należy do Twoich zadań?
Zapowiadam danego boksera. Muszę wypełniać przerwy między walkami. Wkraczam do akcji, gdy trzeba uspokajać publiczność lub zagrzewać przed walką. Zapowiadam występy, hymny, podaję wyniki walk. Przyznam, że to dla mnie duża radość, gdy stoję na ringu z bokserami i czuję emocje, które unoszą się w powietrzu. Po prostu mnie to kręci!
To pochłania mnóstwo energii. Co Ci sprawia największą trudność w konferansjerce?
Łatwiej jest to robić po angielsku. My mamy wszystkie szeleszczące zgłoski, trudne samogłoski, niełatwe do wymawia, szczególnie w zaśpiewach. Czasem ciężko nie powstrzymać się od śmiechu, kiedy trzeba powiedzieć – a w prawym rogu Krzysztof „Piącha”... Ogonek (śmiech).
Pamiętasz jakieś nieprzewidziane sytuacje w swojej karierze?
Niedawno poważnie spóźniłem się na spektakl, bo zapomniałem, że go mam. Piję poranną kawę, a tu telefon z teatru Bajka, czy już jadę… Gramy spektakl „Brzechwa” dla dzieci, a to niecierpliwa publiczność. Zaczęli beze mnie tłumacząc, że Wojewoda stoi w korkach. Wpadłem zdyszany na scenę psiocząc na te straszne korki (śmiech).
Kiedyś na Torwarze, gdy zapowiadałem walki i wysiadł mi mikrofon, wykrzyczałem wszystko najgłośniej jak umiałem. Dałem radę! I dostałem ogromne oklaski.
Na, którejś gali, dziewczyna, która miała zaśpiewać hymn Polski, nie mogła zacząć, więc w końcu ja zaśpiewałem za nią. W tym zawodzie trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność (śmiech).
Czego nie lubisz w zawodzie aktora?
Wszystko lubię! Nawet siedzieć i czekać całą wieczność na kolejne sceny. Lubię przebywać w garderobie, w bufecie teatralnym i np. plotkować! Kocham ten zawód.
Dużo grasz?
Teatr to moje życie. W Romie gram w „Upiorze w operze”, a w Bajce w „Goło i wesoło” i „Kompanii Dropsa”. W teatrze Rampa - „Sztukmistrz z Lublina” i „Złota kaczka”. Do tego ostatniego muzykę napisał Piotr Rubik. Dlatego śmieję się, że klaszczę u Rubika (śmiech).
Zdradzę, że teraz powstaje z moim udziałem nowy musical - „Obudź się” - z piosenkami „Oddziału zamkniętego”. Jest to spektakl na podstawie życia zespołu i ich lidera. Tak więc sporo się dzieje… I dobrze!
Pamiętasz jakiś komplement, który jest dla ciebie cenny?
Cenna była dla mnie opinia, którą usłyszałem od Krzysztofa Majchrzaka. Po filmie „Edi” powiedział, że ja i Grzegorz Stelmaszewski to „zajebista para gangsterów”. Z takich ust pochlebna opinia - to szalenie miłe.
Mówią Ci czasem, że jesteś do kogoś podobny?
Nie wiem skąd to się wzięło, ale mówią, że ja i Michał Milowicz jesteśmy do siebie podobni. Rzeczywiście trochę nas łączy… Obaj jesteśmy blondynami, śpiewamy i mieliśmy restauracje.
Był z tym problem. Michał, jak gdzieś wchodził, to się tłumaczył, że nie jest Lenartowicz, a ja czasem na wstępie zaprzeczałem, że jestem Milowicz (śmiech).
Czy mężczyźni, tacy jak Ty, przejmują się zmieniającym się z czasem wyglądem?
Mężczyźni również mają poczucie mijania czasu. Patrzymy w lustro i sprawdzamy czy nam brzuch wystaje, czy włosy są na swoim miejscu, czy twarz jeszcze się trzyma. Też tak mam, ale nie myślę o tym często i podchodzę do tego w ten sposób, że nikogo to nie ominie.
Chcesz, aby twoje dzieci poszły w twoje ślady?
O nie… Ważne, żeby były dobrymi ludźmi, a czy będą aktorem, lekarzem czy kierowcą autobusu nie ma najmniejszego znaczenia. Byle były szczęśliwe i się spełniały w tym, co robią. Dzieci muszą mieć szansę próbować wybrać swoją drogę życiową.
Już w styczniu zapraszamy na odcinek Kulis, poświęcony aktorowi! Zobaczycie, jak to jest stać na ringu... A w czwartej części rozmowy będziecie mogli dowiedzieć się tego, dlaczego aktor już nigdy nie wsiądzie do samolotu, jakie filmy lubi oglądać i jaka jest jego dieta cud! Zapraszamy.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska