TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Sentymentalno-melancholijny facet – wywiad z Krystianem Wieczorkiem

. Data publikacji: 2016-02-15

Gdybym był nastawiony na popularność, to bym na jednym czy dwóch bankietach przed fotoreporterami się rozebrał i zrobił szpagat na golasa. Zapewniam - przez tydzień by o mnie pisali

Zapraszamy na trzecią część wywiadu z Krystianem Wieczorkiem. Tym razem aktor opowie o swoim uwielbieniu dla komedii romantycznych. Przyzna się, kiedy najczęściej sprząta w domu, a także zdradzi definicję „sportu kciukowego”.
Ze wzrostem popularności rośnie apetyt mediów na prywatność. Nie boisz się tego?
Jak się spotkamy za jakiś czas to ci powiem (śmiech). Na razie nie ma z tym problemu. Ludzie są ciekawi i to normalne. Chęć bycia bliżej kogoś poprzez informacje na jego temat to nic złego. Gorzej tylko, jak zaczynają pisać w kontekście tego, jakie majtki ktoś założył, a nie  czego dokonał.
Jak chcesz, żeby Cię postrzegano?
W kategoriach przystępnego, normalnego gościa. Chcę brać udział w rzeczach, które nie są tylko po to, aby być sławnym. Popularność powinna być tylko dodatkiem zawodu. Ale zdaję sobie sprawę, że dzięki niej pojawiają się dalsze propozycje. Poza tym, aktor powinien czuć się lubiany i akceptowany.
Ale są ludzie, którzy właśnie lubią operować na skrajnych emocjach i opiniach.
Bo to jest łatwe. Coś, co jest wyraziste i kolorowe łatwo się sprzedaje, ale i szybko się o tym zapomina. Trzeba cały czas błaznować. Trudniej budować markę i trzymać poziom. Gdybym był nastawiony na popularność, to bym na jednym, czy dwóch bankietach przed fotoreporterami się rozebrał i zrobił szpagat na golasa. Zapewniam - przez tydzień by o mnie pisali (śmiech).
Rola życia?
Nie ma czegoś takiego. Każda rola, która daje wyzwania jest w danym momencie życiowa.
Wolisz grać dobrych, czy złych?
Nie kategoryzuję w ten sposób. Nie lubię takich postaci, które mnie usypiają. Choć złe postacie są skomplikowane, pogmatwane, połamane i fajnie się je gra, to przecież role tzw. pozytywne też mogą nosić w sobie jakąś tajemnicę, więc myślę że nie ma reguły. Staram się nie postrzegać świata czarno-biało, bo to fałszywe uproszczenie.
Przywiązujesz się do postaci, które grasz?
Do niektórych nawet bardzo! Szczególnie do takich, które wpłynęły na mój rozwój. Chyba najbardziej zżyłem się z rolą w bydgoskim spektaklu „Kamień i popioły”. Człowiek poniekąd zakochuje się w tych emocjach i postaciach. Żal potem, gdy znikają.
Jesteś sentymentalny?
O tak, strasznie! I do tego melancholijny. Wracam do filmów, które oglądałem po piętnaście razy. Wzruszam się na melodramatach. Komedie romantyczne łykam jak pelikan małe rybki (śmiech).
Masz swoją ulubioną?
Prawie wszystkie te angielskie bo mają smak, wyrafinowane poczucie humoru i nie traktują mnie jak kretyna. To tak z tego nurtu bardziej popularnego. A jeśli chodzi o odnajdywanie melancholii w kinie to kwintesencją tego jest cała twórczość Wonga Kar-Waia. Jego filmy jakoś szczególnie nastrajają, ale może jakieś następne pytanie, bo o kinie to ja mógłbym godzinami opowiadać (śmiech).
Zarywasz noc, aby obejrzeć coś w telewizji?
Pewnie, normalka! Uprawiam sport „kciukowy”. Przeglądam co jest i wybieram to, co wygra walkę o moje zainteresowanie. Ostatnio najczęściej pada na Discovery albo Travel, ale to kwestia nastroju.
Sztuki walki, nurkowanie, rower, joga… Jak Ty na wszystko znajdujesz czas?

Inaczej już nie potrafię. Taekwondo, które trenowałem bardzo poważnie, to była moja ogromna pasja! A jak ja się czymś zainteresuję, to pochłania mnie to bez reszty! I potem muszę to robić (śmiech). Co nie oznacza, że mam czas na to wszystko. Ale każdą wolną chwilę staram się na to przeznaczyć, a nie leżeć plackiem.


I zawsze masz tyle energii w sobie, że w wolnym czasie szalejesz?
Nie chcę sadzić banałów, ale ruch pomaga, choć bez przesady. Miałem kiedyś taki okres w teatrze, że grałem w siedmiu spektaklach naraz. I jak pojechałem na wakacje, to byłem w stanie się skupić tylko na tym, żeby patrzeć w błękit morza (śmiech). Słucham siebie i gdy widzę, że już nie daję rady to odpuszczam.
Co teraz trenujesz?
Ostatnio wymyśliłem sobie kajakarstwo. A to dlatego, że mieszkam w Gdańsku nad martwą Wisłą i są tam piękne kanały. Nawet zastanawiam się, żeby kupić swój własny kajak i trzymać go w porcie jachtowym. Potem w każdej wolnej chwili będę szusował po rzece.
Tylko nie zimą...
Zimą nie, ale kto wie (śmiech). W Bydgoszczy jeździłem cały rok na rowerze do teatru. Pomimo śniegu dawałem radę. Poza tym fajnie sobie wynajdywać jakieś nowe formy eksploatacji, nazwijmy to szumnie - wyzwania.
Jesteś pedantem, sprzątasz i pucujesz?
Wyjdę teraz może na strasznego kołtuna, ale sprzątam tylko wtedy, gdy ma ktoś do mnie przyjść (śmiech). I przez chwilę jest pięknie, a potem szkoda gadać. Przypomniał mi się teraz taki motyw we Flinstone’ach. Był tam taki odcinek, w którym facet przed sąsiadami udawał, że jest napakowany, a miał takiego małego słonia, który go pompował. Podobnie u mnie ze sprzątaniem - daje ono tylko krótkotrwały efekt.
Już niedługo będziecie mogli przeczytać o tym, gdzie i jak Krystian lubi podróżować. Jakie kompleksy skrywa oraz do jakich spraw ma dystans. Zapraszamy!

 
Rozmawiała: Joanna Rutkowska

Bitwa more
Jan
Paweł