TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

„Dzięki Marysi zachciało mi się żyć” - rozmowa z Małgorzatą Pieńkowską

. Data publikacji: 2016-02-15

„W 1975 roku, gdy miała dziesięć lat odbyły się premiery filmów „Ziemia obiecana” oraz „Noce i dnie”. W telewizji furorę robił serial „Czterdziestolatek”. A w Japonii wyemitowano premierowy odcinek bajki „Pszczółka Maja”. Natomiast grupa Queen wydała jeden z najdroższych albumów w historii muzyki: A Night at the Opera...”

Zapraszamy na rozmowę z Małgorzatą Pieńkowską, która z okazji dziesięciolecia „M jak Miłość” podzieli się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa i pracy w serialu. Zdradzi też, jaki stosunek ma do swojej bohaterki – Marysi – i jakie sceny w serialu lubi grać najbardziej.
Jak podobał się Pani tegoroczny Zlot Fanów serialu „M jak Miłość”?
Bardzo! Po raz kolejny czuję się wyróżniona, że mogłam spotkać się z widzami. Przyjechali ludzie w różnym wieku, były też fantastyczne dziewczyny z mojego fanklubu. Takie spotkania jeszcze bardziej motywują mnie do dalszej pracy, są dla mnie „zwrotną”. I jeśli mogę, to tą drogą pragnę wszystkim podziękować.
Dziesięć lat minęło jak jeden dzień?
Na zlocie dawałam pewnej pani autograf, wtedy pokazała mi swoje dziecko i powiedziała - a to jest mój dziesięcioletni syn. Patrzę, a to kawał dziecka. Kiedy uświadomisz sobie naocznie, ile czasu minęło, to dopiero robi wrażenie (śmiech). Coś niesamowitego!
Co dała Pani gra w takim serialu?
Popularność, która mi z kolei pokazała, ile może mi dać, a ile zabrać. Aktorzy wiedzą, ile trzeba włożyć ogromu pracy w serial, by nie pozwolić i sobie, i innym dać się zaszufladkować. Staram się grać w serialu jak najlepiej potrafię. Cieszę się, gdy reżyser jest w stanie zaproponować mi coś nowego. I dzięki temu okazuje się, że zwykła scena przy śniadaniu staje się rozmową o życiu i niespełnionych marzeniach. Trochę koloryzuję, ale w istocie w tym serialu zdarzają się takie momenty i to jest bardzo fajne.
Powiedziała Pani w którymś z wywiadów, że musiała się z postacią Marysi dotrzeć. Czyli nie od razu podeszła Pani do niej z entuzjazmem?
To nie była kwestia podejścia, tylko ta postać była daleko ode mnie. I dlatego musiałam się z nią dobrze poznać.
A gdyby Pani miała możliwość wyboru, to kogo by chciała Pani zagrać w tym serialu?
Tylko Marysię! Dzięki tej postaci zyskałam popularność, dzięki Marysi zachciało mi się na nowo żyć, kiedy miałam trudny moment. Bo musiałam iść do pracy i zrobić swoje. Dzięki tej postaci nauczyłam się pokory w pracy. Widzę, że nie tylko ja tworzę tę postać, ale też pani która mnie ubiera, która mnie maluje, oświetleniowiec, reżyser i ty która przeprowadzasz ze mną wywiad, bo wszyscy mają wpływ na odbiór mojej Marysi. To są wszystko naczynia połączone.
Jakie sceny lubi Pani grać?
Aż wstyd się przyznać, ale lubię grać smutne sceny. Bardzo miło wspominam te z Teresą Lipowską, takie matka - córka. A także z Witkiem Pyrkoszem, jak się tuliłam do swojego serialowego ojca. A Witek daje to ciepło, to poczucie bezpieczeństwa... Lubię też sceny z Arturem, bo mam wrażenie że ja daję coś od siebie i on też - powstaje taki handel wymienny.
Ogląda Pani starsze odcinki?
Nie, bo nie oglądam telewizji i przez to nie wpadam na starsze odcinki. Natomiast zdarza mi się przy jakichś kontrowersyjnych scenach sprawdzić jak to wypadło. Czasem spieramy się, jak ma wyglądać dana scena i żeby wysnuć dobre wnioski oglądam efekt tej pracy.
Serial obchodzi dziesiąte urodziny, a Pani pamięta ten okres kiedy sama była dziesięciolatką?


Owszem, a przed oczami staje mi zdjęcie właśnie z tego okresu. Zima, wygrałam konkurs recytatorski, mam rozwiane kręcone włoski i wielkie oczy, patrzące w dal. Stoję w takim wyszywanym serdaczku, pod tym biała bluzka, spodnie z wełny - wypchane. I juniorki, choć to czarno białe zdjęcie to pamiętam ich kolor - wyprany granatowy. Spodnie były koloru bordowego. Mam przejętą minę na twarzy. A czemu tak wyglądałam? Tego dnia poszłam na łyżwy z moją przyjaciółką, a od zawsze robiłam 100 rzeczy na raz. Jeżdżę na tych łyżwach, patrzę na zegarek i z przerażeniem krzyczę – „Chryste Panie, finał konkursu recytatorskiego!”. Biegnę, pędzę i stąd te rozwiane włosy, stąd te wypchane spodnie... Pamiętam, że nagrodę wręczyła mi Maria Ziętara - Malewska poetka i pisarka z Warmii i Mazur, a zdjęcie przechowuję do dziś.
Czego chciałaby Pani życzyć widzom z okazji dziesięciu lat ich spotkań z „M jak Miłość”?
Przede wszystkim zdrowia i zadowolenia z siebie. Spełnienia marzeń, niezbyt wygórowanych oczekiwań, otworzenia się na to, co przyniesie los i generalnie radości z tego, że się żyje. Bo chyba po to jesteśmy, żeby się cieszyć życiem, a nie je niepotrzebnie komplikować.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska

Bitwa more
Jan
Paweł