TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Och, Sandra! - rozmowa z Grzegorzem Małeckim

. Data publikacji: 2016-02-15

Niedawno stałem przy samochodzie i zobaczyła mnie jakaś pani. Zaczęła krzyczeć, że to skandal, że sobie wyprasza, żeby Szymon, stateczny pan doktor, palił. I to publicznie! Wyjaśniłem jej spokojnie, że nazywam się Grzegorz Małecki i nie jestem lekarzem, tylko aktorem, ale to do niej nie przemówiło. Zrugała mnie strasznie. Myślałem, że zapadnę się ze wstydu pod ziemię.

Zapraszamy na wywiad z Grzegorzem Małeckim, który nie może narzekać na monotonię na planie „M jak miłość”. Rozwija się związek jego bohatera Szymona z Sandrą i przyjaźń z Łukaszem, a jest jeszcze Marta, o której nie może zapomnieć. Popularny aktor jednak nie samym serialem żyje. Już 21 stycznia 2011 roku do kin trafi komedia „Och, Karol 2”, gdzie wciela się w Romana, mistrza striptizu!
Co słychać u Szymona? Czy jego relacje z Sandrą się pogłębią? Będzie ślub, dzieci?
Tego nie wiem (śmiech). Ale jedno jest pewne - ona wprowadziła do jego życia witalność i energię. To osoba z innego świata niż Szymon. Otwarta, może prosto myśląca, ale przez to atrakcyjna, inspirująca i ciekawa. Mój bohater pierwszy raz w życiu spotkał taką kobietę. To miła odmiana po bliższej znajomości z Martą (Dominika Ostałowska - przyp. aut.), która generuje wiele problemów.
No, właśnie, Marta... Cały czas nie daje o sobie zapomnieć, pojawia się w życiu Szymona na każdym kroku.
Połączyły ich wspólne tragedie, ale wydaje mi się, że spotkali się za wcześnie po dramatach życiowych, by stworzyć szczęśliwy związek. Marta jest niezdecydowana, nie bardzo wie, czego chce. Sandra - wprost przeciwnie.
Czyli nie ma szans, by Marta i Szymon się zeszli?
Na razie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie się rozwijał związek Szymona i Sandry. Z kolei Marta szykuje się do ślubu z Budzyńskim (Krystian Wieczorek – przyp. aut.). Ale może ucieknie sprzed ołtarza, kto wie?
Ciekawie rozwija się relacja Szymona z Łukaszem, synem Marty. Chłopak widzi w Twoim bohaterze autorytet.
Szymon ma instynkt ojcowski, jest postacią niezwykle opiekuńczą i bardzo chętnie pomaga ludziom. Wydaje mi się, że wszyscy wokół niego to wyczuwają i często wykorzystują. Nie mówię akurat o Łukaszu (Adrian Żuchewicz - przyp. aut.), ale na przykład o Marcie. Łukasz stracił ojca, mecenas Budzyński jest w stosunku do niego zimny i opryskliwy, więc chłopak szuka kumpla gdzie indziej. Na tym etapie życia potrzebuje przyjaciela, mentora. Znalazł go w Szymonie, człowieku zrównoważonym, i ma absolutną pewność, że zostanie wysłuchany. Że mój bohater mu mądrze, z całego serca poradzi. Taka męska przyjaźń między dorosłym facetem a dorastającym chłopakiem to ciekawy wątek.
W serialu grasz wyjątkowo spokojnego, poukładanego faceta, czyli... swoje przeciwieństwo!
No, tak. W tego typu serialach istnieje niebezpieczeństwo, że aktorzy utożsamiani są na co dzień z postaciami, które grają. Chciałem wszystkich fanów „M jak miłość” zapewnić, że to, co widzą na ekranie, to od początku do końca wymyślona postać. Widzom może się to wydać nieprawdopodobne, ale ludzie, którzy mnie znają, na przykład z teatru, uważają, że jestem jednym z najbardziej żywiołowych i nieokiełznanych aktorów, którego trzeba wręcz powściągać, żeby grał mniej. Szymon jest wbrew mojej naturze i warunkom. Niejednokrotnie męczę się w jego skórze, bo chciałbym zagrać mocniej, ostrzej i więcej. Kto nie wierzy - zapraszam do Teatru Narodowego na „Wiele hałasu o nic” i na „Księżniczkę na opak wywróconą”.
Jak reagują fani „M jak miłość”, gdy Cię widzą na ulicy. Podchodzą, zagadują, doradzają, jak ma postępować Szymon?


Często. Miałem niedawno śmieszną sytuację. Wychodziłem z teatru po spektaklu „Tango”, gdzie gram Edka, czyli kawał buca i chama. To postać, która na końcu morduje głównego bohatera, bierze za mordę całe towarzystwo, przejmuje władzę i wprowadza rządy dyktatorskie. Czekali na mnie jacyś państwo i mówią: - Ojejku, panie Grzegorzu, gdy dowiedzieliśmy się, że gra pan Edka, zastanawialiśmy się, jak spokojny aktor, który wciela się w tego kulturalnego doktora w serialu, poradzi sobie z taką rolą. Jesteśmy zaskoczeni pana przemianą, czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy! To było bardzo miłe, bo na tym właśnie polega aktorstwo.
Czy takie spotkania z fanami serialu bywają czasami męczące, nieprzyjemne?
Raczej zabawne. Najśmieszniejsze są sytuacje, gdy ktoś mnie widzi z papierosem, a niestety - muszę to przyznać ze wstydem - jestem w szponach tego nałogu. Niedawno stałem przy samochodzie i zobaczyła mnie jakaś pani. Zaczęła krzyczeć, że to skandal, że sobie wyprasza, żeby Szymon, stateczny pan doktor, palił. I to publicznie! Wyjaśniłem jej spokojnie, że nazywam się Grzegorz Małecki i nie jestem lekarzem, tylko aktorem, ale to do niej nie przemówiło. Zrugała mnie strasznie. Myślałem, że zapadnę się ze wstydu pod ziemię.
Teraz możesz mieć takich sytuacji jeszcze więcej. Zagrałeś Romana w komedii „Och, Karol 2”, która trafi do kin 21 stycznia 2011 roku. Twoja postać jest przeciwieństwem tytułowego bohatera. Zupełnie nie radzi sobie z kobietami.
W filmie i teatrze zawsze jest potrzebna postać, która kontrastuje z głównym bohaterem i Roman Dolny spełnia taką funkcję. Jest absolutnym przeciwieństwem przystojniaka Karola (Piotr Adamczyk - przyp. aut.). To nieudacznik, trochę wizjoner, ma bardzo dużo pomysłów na podrywanie, ale nic mu nie wychodzi. Roman zazdrości Karolowi sukcesów na tym polu i nie zdaje sobie sprawy, że życie jego kumpla to potworna męczarnia. Bardzo chętnie zamieniłby się z nim na miejsca i też poszalał. Zresztą, koniec końców, ostatecznie coś mu się uda. Trochę przypadkowo, ale jednak.
Roman to pozytywny, pocieszny chłopak, który - mimo że jest niezdarą i wolno kapuje - wzbudza sympatię ludzi.
Przygotowywałeś się do tej roli, czy poszedłeś na żywioł i postać Romana budowałeś już na planie?
Gdy pracuję nad rolami teatralnymi, często i długo szukam; zastanawiam się, bo mam na to więcej czasu. W filmie i serialu stawiam na spontaniczność i intuicję. Dużo zależy od energii partnera. Na przykład Piotr Adamczyk, z którym miałem większość scen w „Och, Karol 2”, jest świetny. Myśli, wie co gra, jest absolutnie świadomy. Trudno zagrać źle z kimś takim.
Wracając do charakteru Romana, przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Otóż w ostatnim sezonie zagrałem już tylu nieudaczników, że przydałaby mi się jakaś zawodowa odmiana.
Czyli czekasz na innego rodzaju propozycje. Kogo chciałbyś zagrać? Wyrachowanego seryjnego mordercę, przebiegłego detektywa?
To byłby szczyt marzeń, ale na początek wystarczyłoby, żebym zagrał kogoś bardziej rozgarniętego od postaci, które grałem dotychczas.
„Och, Karol 2” to komedia. Czy gatunek filmu przełożył się na atmosferę na planie? Było dużo śmiechu?
Bywały bardzo wesołe dni. Takie jak impreza na dachu wieżowca. Najmilej chyba jednak wspominam dzień, gdy kręciliśmy paintballową bitwę. Nagle wszyscy aktorzy zamienili się w małe dzieci. Zabawa była jak za dawnych lat, gdy biegaliśmy po podwórku z patykami i byliśmy czterema pancernymi.


Dzięki Piotrkowi Wereśniakowi, reżyserowi filmu, na planie pracowało się bardzo dobrze. To otwarty facet, wie czego chce, a przy tym nie jest inwazyjny, daje aktorom dużo swobody.
W filmie widzowie zobaczą taniec erotyczny w wykonaniu pięknych aktorek, ale to nie wszystkie atrakcje. Swoje wdzięki zaprezentują także panowie...
Owszem. - Przecierałem szlaki, jeśli chodzi o striptiz; byłem pierwszym z facetów, którzy tego dnia rozbierali się na planie. Na początku stres, ale potem bardzo fajnie się to grało. Trochę zdemolowałem pomieszczenie, w którym nagrywaliśmy te sceny. Była pełna improwizacja, żadnej choreografii, każdy robił, co mu przyszło do głowy. Zrzuciłem nonszalancko marynarkę i poprzestawiałem nią niechcący scenografię (śmiech). Szkoda, że wypadła poza kadr, bo to było bardzo zabawne. Dobrze wspominam ten striptiz, była kupa śmiechu.
Rozmawiał: Jan Dziekan

Bitwa more
Jan
Paweł