Przed chwilą miałeś egzamin. Jak ci poszło?
Dobrze, dziękuję - dostałem czwórkę. Zdawałem ustny egzamin ze współczesnego terroryzmu. Siedemdziesiąt pięć zagadnień - Hezbollah, Hamas, Al-Kaida. Ciekawe zajęcia, dużo się dowiedziałem.
Na jakim wydziale studiujesz?
Jestem studentem drugiego roku Wydziału Politologii UKSW w Warszawie i pierwszego roku Bezpieczeństwa wewnętrznego na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Bezpieczeństwo wewnętrzne?
To nowy kierunek - dwa lata temu w świat wyruszyli pierwsi absolwenci. Uczę się o instytucjach państwowych i pozarządowych, bezpieczeństwie, międzypaństwowych zagrożeniach asymetrycznych, terroryzmie. Jest zapotrzebowanie na rynku na ludzi, którzy posiadają taką wiedzę. Po tych studiach można pracować w ministerstwach, urzędach, konsulatach, w sztabach zarządzania kryzysowego, być rzecznikiem prasowym. Na drugim roku wybiera się specjalizację, których jest bardzo dużo. Jeszcze się nie zdecydowałem.
Dlaczego nie poszedłeś na studia aktorskie?
Zdawałem egzaminy do Akademii Teatralnej w Warszawie od razu po maturze i to był błąd. Zamiast się przygotowywać, wolałem cieszyć się z najdłuższych wakacji w życiu. Nie dziwię się, że się nie dostałem, bo nie pamiętałem nawet tekstów.
Nadal mam wątpliwości odnośnie aktorstwa. Najpierw trzeba dostać się do szkoły teatralnej, co nie jest oczywiste, bo miejsc jest niewiele, a potem mieć pracę w zawodzie, o co jeszcze trudniej. To nie jest stabilny zawód. Gram w serialu, dubbinguję filmy animowane i fabularne, ale dobrze jest mieć jakąś odskocznię, inną profesję, umiejętności. Dziś wiem, że nie ma sensu iść do szkoły teatralnej od razu po maturze, bo wtedy często człowiek się ogranicza. Dobrze najpierw zdobyć przynajmniej licencjat, a dopiero potem próbować dostać się na wydział aktorski.
Jestem zadowolony, że studiuję na UW. Odnalazłem się w tej uczelni, poznałem świetnych ludzi, mam ciekawe praktyki. Byłem w Sejmie, MSW. Cieszę się, bo mnie to interesuje.
Mówisz o aktorstwie bez entuzjazmu...
Zbyt dużo się wydarzyło, żeby sądzić, że związałem się z aktorstwem przez przypadek. Zaczęło się od kółka teatralnego w szkole podstawowej, potem ojciec zaprowadził mnie do Ogniska Teatralnego Teatru Ochoty. W gimnazjum był Teatr Za Daleki i spektakl w Teatrze Powszechnym, w międzyczasie dubbing - „Opowieści z Narni”, Szkoła Aktorska Haliny i Jana Machulskich. W końcu „M jak Miłość”, gdzie trafiłem w dość nietypowy sposób. Do nikogo się nie zgłosiłem, nie pomagał mi agent, bo go nie mam. Grażyna Szymańska z produkcji serialu zadzwoniła do gimnazjum, w którym się uczyłem, i zapytała, czy jest jakiś uczeń, który ma zdolności aktorskie. A że wcześniej zaprosiłem dyrektorkę do Teatru Powszechnego na spektakl z moim udziałem, wskazała mnie. Poszedłem na casting i dostałem rolę. Aktorstwo to moja pasja, ale się nie napalam. Biorę pod uwagę różne ewentualności.
Masz jakieś ulubione zakamarki na planie „M jak Miłość”?
Muszę się przyznać, że gdy jest przerwa obiadowa, zdarza mi się przysnąć na łóżku Joanny Koroniewskiej (serialowa Małgorzata - przyp. aut.). Jest bardzo wygodne (śmiech). Jeśli jest ciepło, siedzę przed halą zdjęciową i kontempluję albo idę do samochodu, gdzie słucham muzyki. Założyłem sobie, że jeśli uda mi się za pierwszym razem zadać egzamin na prawo jazdy, kupię klasycznego Mini Morrisa, którego zawsze chciałem mieć. Zdałem i spełniłem marzenie. Trzeba korzystać z życia, a nie odkładać grosz do grosza, a potem umrzeć. Jestem zadowolony z tego samochodu, czuję się w nim bardzo dobrze. Lubię jeździć nocą po ulicach Warszawy - to mnie relaksuje.
Fani „M jak Miłość” mogą się zdziwić, oglądając nowe odcinki serialu, które zostaną wyemitowane po przerwie wakacyjnej. Będzie jak w filmie sensacyjnym!
To prawda, sporo się wydarzy. Holtz (Grzegorz Milczarek - przyp. aut.), który najpierw straszył Andrzeja (Krystian Wieczorek - przyp. aut.), że coś złego może stać się Łukaszowi, wprowadzi swoje groźby w życie. Mój bohater zostanie wplątany w porachunki mafijne. Pewnego dnia wróci szczęśliwy do domu po udanym spotkaniu z Zuzą (Ada Chlebicka - przyp. aut.). Otworzy lodówkę, wyjmie piwo, będzie rozmawiał z ukochaną przez telefon - sielanka. Wtedy zaatakuje go bandyta! Po szamotaninie rzuci Łukaszem o meblościankę. Ze swojego pokoju wybiegnie przerażona Marta (Dominika Ostałowska - przyp. aut.) i strzeli do napastnika! Mieliśmy wielką frajdę z nagrywania tych scen.
Ćwiczyłeś przed zdjęciami jakieś kaskaderskie triki?
Tak, dwie godziny trenowaliśmy rzut na meblościankę (śmiech). Dostałem ochraniacze na kolana i łokcie. Oglądałem tę scenę na planie w monitorach z podglądem tego, co zarejestrowała kamera. Wyglądała bardzo obiecująco.
A jak życie uczuciowe Łukasza? Ustabilizuje się?
Wróci do Zuzy, ale do końca nie wiem dlaczego. Rozstał się z nią, ponieważ spotykała się z innym facetem, a teraz da jej jeszcze jedną szansę. Będą chodzić na randki i na obiady do rodziców - wielka miłość. Niewykluczone, że kiedyś stworzą szczęśliwy związek oparty na odwzajemnionej miłości.
Czy masz jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się w życiu serialowego Łukasza?
Rozmawiam ze scenarzystami, żeby dowiedzieć się, w jaką stronę rozwinie się mój wątek. Na razie Łukasz jest maminsynkiem, któremu drobne sprawy przysłaniają ważniejsze. Chciałbym, żeby wydoroślał, posiadł mądrość życiową, dokonywał trafnych wyborów, ale nie sugeruję niczego twórcom serialu. Jestem otwarty na ich propozycje, cały czas uczę się aktorstwa - każda kolejna scena to dla mnie okazja do zaprezentowania czegoś innego.
Odziedziczyłeś po kimś zdolności artystyczne, czy przecierasz w rodzinie szlaki?
Moi rodzice są farmaceutami, a tata dodatkowo podpułkownikiem Wojska Polskiego. W rodzinie nikt nigdy nie miał do czynienia ze sztuką. Byłem pierwszy. Potem dołączyła do mnie cztery lata młodsza siostra, która tańczy hip-hop. Bardzo dużo trenuje, jeździ na zawody.
Zaplanowałeś w tym roku wakacje?
Oczywiście! Uwielbiam podróżować, zwiedzać, poznawać nowych ludzi. Będziemy mieli miesięczną przerwę w zdjęciach do „M jak Miłość”, więc trochę czasu do zagospodarowania mam. Jadę do Odessy. W majówkę trochę przypadkowo wybrałem się do Lwowa. To była spontaniczna decyzja. Razem z moim kumplem wymyśliliśmy, żeby tam pojechać samochodem. Zakochałem się w tym mieście! A gdy miejscowi zaczęli opowiadać o Odessie, wiedziałem że to coś dla mnie. Morze, upał, ceny jak na Ukrainie, czyli bardzo przystępne, tanie noclegi, ciągłe imprezy. Pojadę tam pewnie na góra dwa tygodnie, bo mam jeszcze inne plany.
Gdzieś jeszcze zamierzasz pojechać?
Niedługo chcemy z kolegą wsiąść do pociągu i pojechać do Amsterdamu, bo są dostępne w sprzedaży bilety w promocyjnych cenach. W najbliższym czasie zamierzam polecieć do Oslo, Sztokholmu i Brukseli. W tym roku jadę też na OFF Festival. Takie mam plany.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski