TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Dla Pani Basi wszystko! - Sonda z okazji 1000. odcinka "M jak Miłość"

Dla Pani Basi wszystko! Data publikacji: 2013-09-02

Rola Barbary w „M jak Miłość” przyniosła jej sympatię milionów widzów i - jak mówi - jest podsumowaniem dorobku artystycznego, który buduje od pięćdziesięciu sześciu lat. Czuje się związana z serialem i swoją postacią, a Lucjana nie zamieniłaby na żadnego innego mężczyznę. Nic dziwnego, skoro uważa go za supermana.

Jaką inną postać z „M jak Miłość” chciałaby pani zagrać?

Jeśli nie Barbara, to Lucjan. Myślę, że jest ciekawy charakterologicznie, bardzo męski i interesujący, ale - niestety - nie da rady. Nie pomogłaby żadna charakteryzacja. A z kobiecych postaci z „M jak Miłość”? Najchętniej jakiegoś noworodka, który dopiero wkracza w życie.

Jaką hollywoodzką gwiazdę najbardziej chciałaby pani zobaczyć na planie „M jak Miłość”?

Do tego serialu nie nadaje się absolutnie żadna gwiazda z Hollywood. No, może jedynie Meryl Streep, która jest znakomitą aktorką i uosobieniem wszechstronnego talentu. Potrafi zagrać wszystko - kamień na drodze, królową i Margaret Thatcher. Jakąkolwiek otrzymałaby propozycję aktorską, dałaby radę. Mogłaby być Simoną i każdą inną bohaterką „M jak Miłość”. Barbarą też, ale trudno byłoby jej rywalizować ze mną. Nie wiem, czy byłaby lepsza. Dopuściłabym ją do castingu, żeby się przekonać (śmiech).

Gdyby pani mogła od dziś zacząć pisać scenariusze do „M jak miłość”, jak wyglądałby wątek pani bohaterki w serialu? Nie zmieniłby się, czy byłby diametralnie inny?
 
Znam tylko parę odcinków do przodu, więc nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale to, co do tej pory zostało dla mnie napisane, jak na postać w moim wieku, którą gram od trzynastu lat, ma sporo ciekawych momentów. Uważam, że tyle, ile można z mojej bohaterki wydobyć, scenarzyści wydobywają. Oczywiście każda nieprawdopodobna, ekscytująca historia jest dobrym paliwem do roli, tylko że dla starszych ludzi trudno takie wątki wymyślać. Co tu dużo mówić, młodsi aktorzy mają większe możliwości działania. Barbara do pewnego momentu była nawet bardzo ciekawa, teraz może mniej, aczkolwiek przychodzą momenty, gdy mieszkańcy Grabiny wchodzą w większe światło zainteresowania. Tak będzie w nowych odcinkach serialu, gdy moja bohaterka pozna w sanatorium w Nałęczowie Stanisława Sieńczyłło, którego gra Włodzimierz Matuszak. Barbara zafascynuje się kulturalnym, światowym zachowaniem tego mężczyzny, ale na pewno nie zamieni go na Lucka. Przecież jej mąż to superman!

Bardzo przyzwyczajam się do tego, co jest, więc nie chciałabym radykalnych zmian w życiu Barbary. Niech nadal mieszka w Grabinie, zajmuje się domem i wypoczywa w ogródku i sadzie.

Czy wyobraża sobie pani życie bez „M jak Miłość”?

Od początku zdjęć cyklicznie powracają pytania, czy nadal będę grała w serialu, czy nie będę, czy powstaną kolejne odcinki, czy nazajutrz mam być na planie o szóstej czy czternastej? Kosztuje mnie to sporo nerwów, ale gdy mam dłuższą przerwę w zdjęciach, zaczyna mi tego brakować. Chodzi mi o wszystkie wady i zalety, bo z pracą na planie tego serialu łączą się i dobre, i złe rzeczy.


Jestem bardzo związana z „M jak Miłość”. Nawet jeśli zdjęcia się przeciągają i muszę zostać dłużej na planie, co bywa męczące, cieszę się, że tam przebywam, a nie w domu. Dziękuję Bogu i osobom, które wybrały mnie podczas castingu do roli Barbary. Jestem wdzięczna i szczęśliwa, że trafiłam do takiego serialu, że gram taką postać, że dało mi to dużo sympatii ludzi i - nie ukrywam - wiele możliwości, bo dla pani Basi wszystko. Ten serial otworzył mi drzwi w wiele miejsc, podkreślił mój dorobek artystyczny, dokonania, pięćdziesiąt sześć lat w zawodzie, które mija w tym roku. Często, gdy jeżdżę na różne spotkania jako Barbara Mostowiak, ludzie wspominają, gdzie jeszcze grałam. Wymieniają „Rzeczpospolitą babską”, „Rodzinę Połanieckich” czy „Tato”, komentując, że w tym filmie byłam niedobra, że wolą, gdy jestem ciepłą i serdeczną Barbarą. Otrzymuję te zaproszenia w związku z popularnością serialu. Czego więcej mogę sobie życzyć? Chyba tylko następnych dziesięciu lat z „M jak Miłość”.

Gdy słyszy pani „M jak Miłość”, co pierwsze przychodzi pani do głowy?

Mam wiele skojarzeń związanych z serialem. Często czule wspominamy na planie niezapomnianego Adasia Iwińskiego. To był człowiek, który wiedział o serialu absolutnie wszystko! Był encyklopedią „M jak Miłość”, jako reżyser całkowicie poświęcił się tej pracy. Jego następcy starają się mu dorównać, ale ta perfekcja jest nie do osiągnięcia. 

„M jak Miłość” kojarzy mi się również z ciężką pracą. Jeśli gra się uczciwie, przygotowując się do każdego dnia zdjęciowego, jest trudno. W jednym czasie kręcimy sceny z nawet dziesięciu odcinków. Tego samego dnia muszę zagrać różne nastroje, przypomnieć sobie, co było wcześniej, jaka jest chronologia wydarzeń. Muszę być skoncentrowana i czujna. Nie wyjmuję tekstu spod kolana, żeby go szybko powiedzieć bez przygotowania, tylko wczuwam się w nastój mojej bohaterki, przywołuję odpowiednie emocje. Tak samo pracuje Witek Pyrkosz. Pewnie dlatego ludzie często mówią, że nasze role są pełniejsze.

Jest jeszcze jedna dość ważna sprawa związana z wyrażaniem myśli przez starszą część rodziny Mostowiaków. Czasem narzucamy z Witkiem swoje sformułowania, korygując to, co dostajemy napisane przez młodych ludzi, którzy pewnie nie pamiętają pierwszych odcinków serialu. Nie widzieli, z czego wyrośliśmy. Staramy się za wszelką cenę dostosować zwroty i słownictwo tak, by pasowały do naszych bohaterów, żeby nie były zbyt współczesne. My mówimy inaczej. Można powiedzieć, że jesteśmy strażnikami tradycji Mostowiaków. Zarówno w słowie, jak i zachowaniach. Choć czasem trzeba się dostosować do młodych widzów, bo inaczej by nas nie akceptowali.

Bitwa more
Jan
Paweł