TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

W czepku urodzony - rozmowa z Maurycym Popielem

Rozmowa z Maurycym Popielem Data publikacji: 2014-02-24

Ten rok może być dla niego przełomowy. We wrześniu do kin trafi film „Miasto 44”, w którym gra dużą rolę, a niedługo poznają go fani „M jak Miłość”. W serialu wciela się w Olka, porzuconego przed laty syna Aleksandry. Gdy najbliżsi w końcu go odnajdą, nie przywita ich z otwartymi ramionami. Szczególną niechęć będzie czuł do swojego brata Marcina.

Rok temu ukończyłeś wydział aktorski PWST w Krakowie, a już masz etat w teatrze, pracowałeś na planie głośnego filmu „Miasto 44” i dostałeś rolę w „M jak Miłość”. Jesteś w czepku urodzony!

Etat w krakowskim Teatrze Bagatela zaproponowano mi półtora roku temu, gdy byłem na czwartym roku studiów. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ wiedziałem, z jakimi problemami borykają się moi koledzy po ukończeniu szkoły. Pisanie CV, listów motywacyjnych, rozsyłanie ich do wszystkich teatrów w Polsce - tak wygląda życie absolwentów wydziałów aktorskich. Z jednej strony jestem szczęśliwy, że ominęło mnie poszukiwanie pracy, ale czasem zastanawiam się, czy to dobrze, że nie musiałem walczyć, że wiele rzeczy mi tak łatwo przychodzi. Może w ramach szkoły życia, lepiej byłoby zmierzyć się z rzeczywistością i odpowiedzieć sobie na pytanie - skończyłem naukę i co dalej? Czy założyć z kolegami kabaret i występować w knajpie, szukać pracy w teatrach, a jeśli tak, to w jakich? W mniejszych ośrodkach miejskich, czy nastawiać się na Kraków, Wrocław, Warszawę i Trójmiasto? Jechać do Warszawy, rozpychać się łokciami, chodzić na bankiety? A może robić monodram w domu, a później pokazywać go ludziom na rynku w Krakowie? Aktor ma mnóstwo możliwości, ogranicza nas tylko wyobraźnia.
Przyjąłeś propozycję producentów „M jak Miłość” od razu, czy po namyśle?

Gdy zaoferowano mi rolę w serialu, byłem w połowie zdjęć do filmu „Miasto 44”. Na planie spotkałem ludzi, którzy dużo i regularnie pracują, niekoniecznie w telewizji. Ilość innych obowiązków zawodowych pozwala im na trzymanie się z dala od srebrnego ekranu. Po rozmowach z nimi miałem przez chwilę dylemat, ale wątpliwości szybko minęły. Uważam, że serial jest potrzebny aktorowi ze względu na możliwość intensywnego obcowania z kamerą. Pracy na planie filmowym trzeba się nauczyć i nie da się tego zrobić w pięć dni, czy nawet w miesiąc. Podejrzewam, że ten proces trwa przynajmniej rok. Chodzi o ustawianie się, wyczucie kadru i wiele, wiele innych niuansów. Na tym mi w główniej mierze zależało. Bardzo sobie cenię, że dostałem taką szansę.

Czy przed podjęciem ostatecznej decyzji konsultowałeś się z mamą?

Oczywiście, rozmawialiśmy. Mama (Lidia Bogaczówna - przyp. aut.) jest moim autorytetem, uważam ją za bardzo dobrą aktorkę. Jeśli mam jakieś dylematy, zawsze się do niej zwracam. Nie chodzi o omawianie tekstów i wątpliwości związane z postaciami, które gram, ale decyzje życiowe.

Konsultowałem się także między innymi z Hiroakim Murakamim, moim przyjacielem, który od jakiegoś czasu gra Taro w „M jak Miłość”.

Miałeś już okazję grać z mamą?
Znam teatr od najmłodszych lat. Zawsze, gdy w spektaklu, w którym grała moja mama, było potrzebne dziecko, proponowała jedno ze swoich. A że miała trójkę w różnym wieku, wybór był dość duży (śmiech). W związku z tym parę razy miałem okazję występować razem z nią na scenie. Wtedy się nad tym nie zastanawiałem, przeliczałem aktorstwo tylko i wyłącznie na pieniądze. Nie mogłem się doczekać, aż dostanę sto czy dwieście złotych, bo mogłem za to kupić najlepszy plecak, wypasiony piórnik, ołówki i gumki. Nie byłem grzecznym dzieckiem, mama miała ze mną wiele przejść. Prawie się popłakała ze szczęścia, gdy zdałem maturę, bo wiedziała, że nigdy więcej nie pójdzie na wywiadówkę (śmiech).


Prawdę mówiąc nie myślę teraz o graniu z mamą, aczkolwiek na pewno byłoby to ciekawe doświadczenie i twardy orzech do zgryzienia. To ona zaszczepiła we mnie aktorstwo, dzięki niej poznałem jego smak. Pomagała mi przygotować się do egzaminów do szkoły teatralnej, była moim pierwszym nauczycielem i zna mnie lepiej niż ktokolwiek na świecie. Nie tylko jako człowieka, ale też jako aktora. Wiedziałaby, kiedy kłamię i nie przeżywam na scenie czy planie filmowym tego, co powinienem. Nikt mógłby tego nie zauważyć, ale ona się nie nabierze. Podczas takiego spotkania dodatkowo zależałoby mi, żeby zrobić coś, czego by się nie spodziewała, zaskoczyć ją.

Ty byłeś niegrzeczny w dzieciństwie, a jaki jest Olek, którego grasz w „M jak Miłość”?

Poznałem Olka w wieku dwudziestu kilku lat, ale dla własnych potrzeb musiałem poszperać w jego przeszłości. To bardzo konkretny facet, który nie godzi się z tym, co go spotkało. Całe życie borykał się ze świadomością, że został porzucony przez mamę. Wymyśliłem, że to determinuje jego działania, wybory życiowe i tak go gram. To jego główny motor napędowy, tym motywuje się, żeby się nie poddać i pokazać światu, że jest kimś. Na pewno nie jest typem ofiary, tylko człowiekiem, który mierzy się z przeciwnościami losu z wysoko podniesionym czołem. Jest dumny i zasadniczy, co często charakteryzuje bardzo ambitnych ludzi.

Jak zareaguje, gdy po latach spotka mamę, tatę i brata?

Gdy odnajdą go najbliżsi, okaże się, że wcale nie został porzucony. We wczesnym dzieciństwie odseparowała go od mamy jej rodzona siostra. Mój bohater ucierpiał przez ich toksyczną relację. Olek jest dumny ze swoich osiągnięć, że dał sobie radę i został doskonałym lekarzem ortopedą. To uparty człowiek, któremu trudno przyznać się do błędu. Długo nie będzie w stanie pogodzić się, że złość i gorycz, którą w sobie nosił przez całe życie, była nieuzasadniona i niepotrzebna, że się pomylił. Od razu dostrzeże, że mama bardzo go kocha i że jest jej przykro, ale nie przyjmie jej z otwartymi ramionami.

Ale w końcu zrozumie, że to nie jej wina?

Olek jest normalnym człowiekiem, emocje potrafią wziąć nad nim górę. Ma uczucia, ale chowa się za maską stanowczości i profesjonalizmu. Za nią jest wrażliwa osoba, który całe życie zagłusza w sobie złość, że została porzucona. Zbliży się do mamy, gdy dowie się, że jest poważnie chora.

A jak ułożą się jego relacje z bratem? Mam wrażenie, że różni ich wszystko...

To prosta sprawa - Olek ma to, co chciałby mieć Marcin (Mikołaj Roznerski - przyp. aut.), a Marcin to, co chciałby mieć Olek. Dlatego w ich relacjach pojawi się dużo zgrzytów i rywalizacji. Nie wiem do końca, co między nimi zajdzie, ale związki, które ich łączą, zaczynają mi się coraz bardziej podobać. Obaj nie kryją do siebie niechęci, a jednocześnie cały czas się spotykają. Na początku będą tylko złośliwości, sarkazm, słowne i wzrokowe przepychanki, a teraz nagrywam sceny, w których walczą także inteligentnym dowcipem. Cieszę się, że nasz wątek rozwija się w tym kierunku. Nawet jeśli Olek i Marcin wymienią się dziewczynami, jestem przekonany, że nadal będzie to tylko powód do uszczypliwych żartów.

Wymienią się dziewczynami?! Sądzisz, że może do tego dojść?


Olek ma cudowną, bardzo ładną dziewczynę Agatę, co już podczas pierwszego spotkania nie umknie Marcinowi. Mając w swoim wątku u boku taką postać jak on, nie wiem, jak długo mój bohater będzie z nią związany. Trudno mi powiedzieć, czego spodziewać się po życiu miłosnym Olka. Może połączy go uczucie z jedną z wielu dziewczyn Marcina? Ostatnio opatrywał skręcenie nogi Kasi (Agnieszki Sienkiewicz - przyp. aut.), widział się także z Eryką (Marta Juras - przyp. aut.), więc wszystko jest możliwe.

Czy jest coś, co przeszkadza ci w Olku?

            - Nie mogę przyzwyczaić się do stylu ubierania Olka; nosi ubrania, których nigdy bym nie założył - koszule, spodnie w kant, sweterki. Bardziej skłaniałbym się do stylu, który prezentuje mój serialowy brat Marcin, czyli między innymi opadających jeansów i rozwiązanych butów. Na początku, gdy przyjeżdżam na plan i dostawałem propozycje kostiumów, dla własnej wygody podejmowałem próby walki o ich zmianę. Pytałem, czy mogę wyciągnąć choćby połowę koszuli ze spodni, ale niestety się nie udało. Osoby odpowiedzialne za garderobę w serialu są czujne, nie dały się namówić, bo w tym kostiumie zawarte są cechy charakteru mojego bohatera. Na planie „M jak Miłość” jestem zasadniczym, dumnym Olkiem.

Film „Miasto 44” w reżyserii Jana Komasy, w którym zagrałeś, to zupełnie inna produkcja niż wieloodcinkowy serial. Premiera we wrześniu tego roku, nie mogę się doczekać!

Widziałem jedną z ostatnich wersji montażowych filmu, która bardzo mi się podoba, ale to nie jest obiektywne spojrzenie. Brakuje mi dystansu. Znam na pamięć scenariusz i historyczne odniesienie każdej sceny, na planie starałem się dać z siebie wszystko, zaangażowałem się emocjonalnie. Czekam na premierę, ponieważ jestem ciekawy, jak zostanie odebrana praca, którą wykonałem. Chcę się dowiedzieć czegoś o moim aktorstwie i o sobie.

Zastanawiam się, czy „Miasto 44” trafi ze swoim przekazem do widzów zza granicy, choćby Amerykanów, którzy nie znają historii Europy i Powstania Warszawskiego. Chciałbym, żeby ten film ich poruszył.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

Bitwa more
Jan
Paweł