Musisz mieć w domu dużo półek, żeby pomieścić nagrody, które ostatnio dostałaś za rolę w spektaklu „Caryca Katarzyna”...
Oddałam wszystkie Teatrowi w Kielcach (im. Stefana Żeromskiego - przyp. aut.), gdzie powstał spektakl; stoją w foyer. Sporo się tych nagród nazbierało. Indywidualne otrzymałam w Krakowie na Festiwalu Boska Komedia, Kaliszu na Festiwalu Sztuki Aktorskiej i Łodzi na Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, a przedstawienie zostało nagrodzone w Gdyni, Cieszynie i Szczecinie. „Caryca Katarzyna” okazała się strzałem w dziesiątkę. Spektakl jest dobrze odbierany i doceniany, gram główną rolę, zmierzyłam się z ikoną. Jest się z czego cieszyć.
Czy, nie licząc festiwali, pokazujecie „Carycę Katarzynę” poza Kielcami?
Byliśmy na wielu przeglądach teatralnych, występowaliśmy między innymi w Krakowie, Łodzi, Rzeszowie, Częstochowie i Warszawie. Przez miesiąc żyłam na walizkach. To bywa męczące, czasami człowiek chce wrócić do domu, ugotować zupę, posiedzieć w ogródku, ale i intrygujące. Każdy spektakl jest w pewnym sensie walką z samym sobą, wyzwaniem - trzeba pojechać i dać z siebie wszystko. Tak do tego podchodzę. Cały urok polega na tym, że zawsze konfrontuję się z różną publicznością, spotykam ciekawych ludzi. To poszerza horyzonty i otwiera nowe przestrzenie myślowe, co jest wyjątkowo ważne dla aktorów. Bez takiego rozwoju nic się nie zmienia, nie ma postępu.
Masz jakieś rytuały związane z takimi wyjazdami?
W ciągu paru ostatnich lat nabrałam doświadczenia. Kiedyś przed każdym wyjazdem robiłam listę rzeczy, które mam zabrać, a potem byłam zestresowana, czy wszystko wzięłam. Teraz w ogóle się nie denerwuję, wypracowałam schematy działania. Jeśli jadę samochodem, biorę walizkę, a jeżeli pociągiem - torbę. Mam dyżurną kosmetyczkę, do której wszystko pakuję, mieści się do niej cały zestaw podróżny: toniki, kremy, małe szampony. Potrafię się spakować w piętnaście minut.
Co do rytuałów, mam jeden - przed każdym spektaklem staram się biegać. Zawsze zabieram ze sobą odpowiednie buty i cały dzień organizuję tak, żeby przebiec chociaż kilka kilometrów.
Skoro rozmawiamy o podróżach, kiedy jedziesz na urlop?
Jeśli wszystko dobrze się ułoży, drugi rok z rzędu przepracuję całe lato, a na urlop pojadę w grudniu. Mam teraz zdjęcia na planie „M jak miłość”, „Lekarzy” i „Blondynki”, a w zanadrzu dwie ciekawe propozycje serialowe. Mogę tak funkcjonować cały czas, bardzo mi to odpowiada. W wakacje jestem w Polsce, korzystam ze słońca, cieszę się pogodą, zimą uciekam gdzieś, gdzie jest cieplej.
Gdzie byłaś w zeszłym roku?
Poleciałam z narzeczonym na miesiąc do Brazylii. Byliśmy między innymi w Salvadorze, Rio de Janeiro i na Ilha Grande - wyspie, gdzie mieszka dziesięć osób na krzyż. Popłynęliśmy też statkiem Amazonką, co było jednym z moich marzeń. Rejs trwał trzydzieści sześć godzin bez przerwy, spaliśmy w hamaku, oprócz nas na pokładzie był tylko jeden turysta - chłopak z Kanady. Gdy próbowałam pytać o coś po angielsku innych pasażerów, wszyscy się ze mnie śmiali, nikt nic nie rozumiał.
A jak było w Rio de Janeiro?
Na początku byłam sceptyczna. Doskwierał mi upał, przytłaczała wielkość tego miasta, tłum i hałas. W dodatku prawie wszystkie sklepy były pozamykane, bo przyjechaliśmy w Sylwestra. Po dwóch dniach aklimatyzacji tańczyłam sambę na ulicy i świetnie się bawiłam. Nowy rok przywitaliśmy na Copacabanie wśród dwóch i pół miliona ludzi ubranych na biało. Ten kolor dominuje, ponieważ według Brazylijczyków przynosi szczęście i pokój. Miejscowi wrzucają tego dnia do morza kwiaty, oczywiście białe, a po północy idą się kąpać. Są wielkie fale i bardzo długa kolejka do wody. Na każdym kroku ludzie składają sobie życzenia, przytulają się, są mili, przychylni i wyluzowani. Pewnie ma na to wpływ pogoda - w Brazylii cały czas świeci słońce, co dobrze nastraja.
Gdzie wybierasz się w tym roku?
Chciałabym zobaczyć Maroko, Afrykę środkową i południową, Indie, Meksyk, Stany Zjednoczone. To wyprawy, które wymagają dużo wolnego czasu i pieniędzy, więc zobaczymy, co wyniknie z tych marzeń. Na razie niczego nie zaplanowałam, bo nie lubię projektować skrupulatnie życia. Do wyjazdu do Brazylii musieliśmy się przygotować, ale często działamy pod wpływem impulsu. Tak było w kwietniu tego roku, gdy polecieliśmy do Izraela. W piątek kupiliśmy bilety, a w poniedziałek byliśmy w Tel Avivie. Świetny urlop - objadłam się ulicznego jedzenia, bo jestem miłośniczką turystyki gastronomicznej, i biegałam po targach. Mój facet śmieje się, że ogarnia mnie tam szał. Biegam między straganami, szukam, kupuję świeże owoce i warzywa. Uwielbiam to!
Podczas jednego ze spacerów ulicami Tel Avivu usłyszałam za plecami: Maartaaa! Odwróciłam się, a tam Olga Frycz! Spędziliśmy razem dwa-trzy fajne wieczory, poznałyśmy się lepiej; na planie „M jak miłość” nie ma na to czasu.
Zaaklimatyzowałaś się już na planie „M jak miłość”, jeździsz tam jak do siebie?
Na początku bywałam na planie bardzo nieregularnie, miałam mało zdjęć. Teraz, gdy mój wątek się rozwija, jeżdżę tam zdecydowanie częściej. Poznałam się lepiej z Olgą i innymi aktorami, przyzwyczailiśmy się do siebie. To stały zestaw ludzi, bo moja bohaterka najwięcej czasu spędza w bistro Za Rogiem. Dobrze czuję się na planie „M jak miłość”, zazwyczaj mam zdjęcia w Falenicy, gdzie jest spokój i cisza. Latem mogę wyjść do parku i nacieszyć się słońcem. Dojeżdżam tam z domu w piętnaście minut, co jest niezwykle komfortowe.
Podobno Olga, którą grasz, zacznie spotykać się z Jankiem. To prawda?
W pewnym momencie zbliżą się do siebie, spróbują zbudować normalną, ludzką relację - będą randki, próby pocałunków. Schowają temperamenty do kieszeni, ale nastąpi wiele zwrotów akcji. Jak to się skończy, nie wiem. Mam nadzieję, że nadal będą się ścierać i sprzeczać, bo to po prostu ciekawe. Im dłużej moja bohaterka i Janek (Jacek Lenartowicz - przyp. aut.) będą w niepewności, tym lepiej.
Nie wiem, czy Olga byłaby w stanie funkcjonować w spokojnym, poukładanym związku...
Ona jest charakterystyczna, inna niż postaci, które grałam do tej pory. Nie warto z tego rezygnować, bo przestanie się wyróżniać. Dobrze, żeby miała koloryt, nadal była niekonwencjonalna. Gdy włoży się ją w jakiś schemat, straci urok. Jacek Lenartowicz się ze mną zgadza, że stabilizacja mogłaby ten wątek odrzeć z wyjątkowości. Wszyscy mówią, że połączenie temperamentów naszych postaci jest ciekawe, i niech tak pozostanie. Niech jak najdłużej robią dwa kroki do przodu i jeden w tył.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski