-
-
To najpierw to, czego nie lubię. I to na maksa! Nie lubię zmywać… I sprzątać ze stołu. I zawsze kłócę się o to z dziewczynami!
Szkoda, że nie gramy o to w karty. Wtedy miałbym jakieś szanse… A tak? Babcię to czasem daje się "urobić". Ale mama jest twarda. Zawsze pamięta, kto ma chwycić za ścierkę - i jeszcze nigdy mi nie odpuściła!
-
-
I rano wstawać do szkoły też mi się za bardzo nie chce… A już na pewno, gdy dziewczyny okupują łazienkę!
Jak wyciągną te swoje cienie i błyszczyki… Tyle przed lustrem siedzą, że Monę Lisę dałyby radę namalować!
-
-
A, i jeszcze gramatyka… Po co w ogóle ktoś to wymyślał?! Masakra…
Jak widzę słowniki, które kupiła mama… To mam ochotę przykuć się do kaloryfera, żebym nie musiał ich otwierać!
-
-
No i osy - ich to po prostu nienawidzę!!! Kiedyś jedną połknąłem, zacząłem się dusić… I do szpitala nawet trafiłem.
Nie mówicie nikomu, ale… Miałem wtedy stracha. Naprawdę czułem, że nie mogę oddychać. A później kłuli mnie w szpitalu igłami, jakieś tabletki kazali łykać… Nigdy więcej!
-
-
Aha, i lubię też robić interesy. To znaczy, mam pomysły - ale nie zawsze wychodzą.
Jak wtedy, gdy jabłka z sadu dziadka próbowałem z Ulką sprzedawać… Pamiętacie?
-
-
I podobają mi się takie wielkie, rodzinne imprezy - jak na ślubie Piotrka i Kingi!
Paweł dał mi wtedy cały worek monet - żebym obrzucił nimi młodą parę. A później pomagałem je Piotrkowi i Kindze pozbierać. A na końcu były zdjęcia - na pamiątkę. Chciałem wtedy pokazać język, dla żartu. Tylko, że babcia od razu to zauważyła. No i później musiałem już na fotkach "grzecznie się uśmiechać"…
-
-
Ale takie mniejsze imprezy też są fajne. Na przykład, gdy w Grabinie przy ognisku siedzimy.
Powiem wam jedno: kiełbaski z ogniska - pieczone przez tatę - smakują zupełnie inaczej niż te z grilla, w Warszawie! I komary nawet wtedy nie gryzą, bo uciekają od dymu… A na deser babcia zawsze robi kompot i ciasto!
-
-
Tak naprawdę, to chciałbym spędzić w Grabinie całe wakacje… I w ogóle - cały rok. Nawet bez tego ogniska.
Sam mógłbym kartofle obierać i gotować… Żeby babcia nie była taka zmęczona. I po zakupy do pani Kwaśniakowej bym chodził, zamiast dziadka! Byle wrócić do Grabiny… Jak myślicie, czy rodzice kiedyś się na to zgodzą?