-
-
Zapraszamy na 1137 odcinek "M jak Miłość", a w nim…
-
-
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze, nie ma innej opcji! Zobaczysz, wyzdrowiejesz, medycyna czyni cuda... No, to wypijmy, panowie, nasze kawalerskie! - Adam sięga po kieliszek, gotów na kolejną rundę… Ale Andrzej kręci tylko głową:
- Już nie mogę, Adaś, więcej nie wciągnę… Pasuję!
-
-
Za to Werner po drinku zaczyna snuć małżeńskie plany.
- Słuchaj, gdyby coś poszło nie tak… zajmę się twoją rodziną, ożenię się z Martą, usynowię Anię, tylko tego… Łukasza nie adoptuję… Sorry, nie podoba mi się ten jego kolczyk w nosie!
- Człowieku, ale się nawaliłeś…
A następnego dnia, o poranku…
-
-
Przyjaciele budzą się w mieszkaniu Budzyńskiego - z gigantyczną migreną i czarną dziurą zamiast wspomnień.
- Jak my się, do diabła, tu znaleźliśmy?
- Zabij mnie, niczego nie pamiętam…
- Ty, a gdzie jest pies?!
-
-
W końcu prawnicy znajdują rachunek za taksówkę, odkrywają, że pojechali do Grabiny i że zostawili Gucia w siedlisku, pod opieką Anny. Ale na tym ich problemy się nie kończą… Bo okazuje się, że w nocy obaj napisali e-maile: Adam do Anny, a Andrzej do Soni. I że wysłali je do niewłaściwych kobiet, myląc adresy.
-
-
Sonia, czytając wiadomość od Wernera, jest zaskoczona.
- "Wiesz, dlaczego nam nie wyszło? Chodzi o seks. To, co nas łączy, to biologia… Nie trzeba kombinować, tylko się regularnie kochać. Twój A."
Tymczasem w mieszkaniu Budzyńskiego...
-
-
…zjawia się policja!
- Sąsiedzi zeznali, że panowie, będąc pod wpływem alkoholu, poprzewracali, a właściwie zdemolowali śmietniki na tutejszym osiedlu.
- Oraz zakłócali ciszę nocną...
- Jak to, że niby my? Ja z kolegą? - Adam od razu protestuje. - Panowie, to jakieś nieporozumienie, musiała zajść jakaś pomyłka!
-
-
Ale "mundurowi" przebłagać się nie dają:
- Powyższy czyn kwalifikuje się jako występek o charakterze chuligańskim i akt wandalizmu...
Jaki będzie finał? Emisja odcinka numer 1137 już we wtorek - zobacz koniecznie!