Aktorstwo nie jest manipulacją?
Tylko w dobrym tego słowa znaczeniu. Ja - aktor umawiam się z tobą - widzem, że przez godzinę pokazuję ci inną siebie. Znasz granice tej "manipulacji", wiesz w jakim celu się odbywa, potrafisz - choćby hipotetycznie - przewidzieć jej następstwa. Reguły tej gry - dosłownie i w przenośni - są jawne. Poza tym, staram się dać coś tobie i przy okazji - lepiej poznać siebie.
Jak to jest - "poznawać się" z ta samą postacią siódmy rok, regularnie, po kilka razy w tygodniu…?
Trochę pięknie, trochę strasznie… (śmiech)
Jeśli chodzi o nasze "spotkania" przed kamerą: czas pokazał, że kompletnie nie działam na przycisk: on/off. Zanim zacznę grać, muszę - sama dla siebie - osadzić słowa, jakie ma wypowiedzieć moja bohaterka w jakimś kontekście. Inaczej, można odnieść wrażenie, że nie pamiętam tekstu! (śmiech)
Czasem więc zdarza mi się wymienić Marysine "cholera!", dla mojego "o jejku!"
Wolę skupiać się na konkretnych emocjach niż na konkretnych słowach.
...Co było widać już przed laty, gdy Andrzej Łapicki kompletował obsadę "Ślubów Panieńskich". Wszyscy typowali Panią na charakterną Klarę. On jednak "zaryzykował" i obsadził Panią w roli… "anielskiej" Anieli. Debiut wzbudził entuzjazm, w dodatku starsze koleżanki były pod wpływem Pani uroku osobistego i robiły Pani… herbatki, które przekształciły się po latach w… babskie wódeczki…
Aaaaaa, tak… skąd wiesz…? Ta nasza słodka tajemnica! (śmiech)
A tak całkiem serio: czas płynie, a to są te chwile, w których czuję jakby się zatrzymał.
Ponoć to Gustaw Holoubek uświadomił Pani prawdę o sobie samej - i to jeszcze w szkole teatralnej…?
Usłyszałam wtedy, że choćbym przeszła samą siebie, nigdy nie będę ordynarna na scenie. Próbowałam - na wszystkie sposoby. A on się uśmiechał i mówił: "Widzisz? A jednak miałem rację"!
Opiekunem Pani roku był Jan Englert. Podczas gdy inni studenci uczyli się płakać na zawołanie, Pani miała stać przed publicznością imitującą lustro i…
…Śpiewać: "Sex appeal"! Tak, już wtedy Jan Englert zauważył, że nie mam problemu z okazywaniem najgłębszych emocji, wręcz sinusoidalnych odmian smutku i radości.
Drzemał we mnie natomiast problem ukrytej kobiecości. Jakbym na siłę starała się jej nie zauważać… Pan Jan wyczuł to prawie od razu, doskonale wiedział też, że ów "problem" odgradza mnie od dodatkowych możliwości, które gdzieś tam we mnie drzemią, a którym nie pozwalam wydostać się na zewnątrz. Dlatego w ten sposób uczył mnie otwarcia się na to, co najbardziej we mnie ukryte. "Zmusił" mnie wręcz, bym w moich ukrytych emocjach przeglądała się jak w lustrze - a przy tym poświęciła im swoją uwagę i czas.
Pierwszy publiczny "dorosły" występ - pierwsze wejście na teatralną scenę - przypominało lustrzane odbicie?
Pamiętam tylko, że bardzo się wtedy wstydziłam. Ten wstyd zresztą nie zniknął do dziś, zmienił jednak nieco swoją formę i kształt…
Nieraz zastanawiałam się skąd - u licha - on się bierze, dlaczego po tylu latach nie powiedział mi po prostu: adieu! Myślę jednak, że u jego podstaw drzemie mój wrodzony perfekcjonizm, świadomość, że zawsze mogę coś zrobić lepiej, być "bardziej"…
Rozmawiała: Justyna Tawicka