Co było dla Ciebie najtrudniejszym egzaminem w szkole filmowej?
Przełamywanie barier. Tak się szczęśliwie złożyło, że kolejne role, które dostawałam, były znakomitą platformą do starcia się z moimi kompleksami. Na początku było trudno. Płakałam, tupałam, szarpałam się ze sobą. Po czasie jestem pewna: było warto. Nauczyłam się siebie, wiem już, jakim chcę być człowiekiem, jak chcę żyć.
Jak?
W podróży. Obojętnie, czy będą to egzotyczne zakątki, czy podróż w głąb drugiego człowieka… Chcę poznawać, pomagać, działać. I sprawdzać siebie.
…jak w szkole przetrwania…?
Wiedziałam, że nie odpuścisz! (śmiech)
Rozumiem, że plan „M jak miłość” ma niewiele wspólnego ze szkołą przetrwania… Czy zanim zostałaś do niego zaangażowana, oglądałaś ten serial?
Cenię „M jak Miłość” – jest rodzinny, ciepły, przyjacielski. Już dawno minęły czasy, gdy profesorowie w szkołach filmowych srogo przestrzegali: „serial? Apage satanas!” (śmiech) [odejdź, Szatanie!]
To już inne czasy, inne kryteria oceny. Teraz najważniejsze dla młodego aktora, to – rozwój w wielu kierunkach. Oczywiście, należy wypracowywać własny styl, ale zanim się go odnajdzie, trzeba chyba spróbować po trosze każdej z form…
Co do „M jak Miłość”… Przed rozpoczęciem zdjęć na planie, oglądałam go parę razy, jednak nie mogę powiedzieć, że znałam go od podszewki… bo… nie mam telewizora.
W szkole filmowej nie było w zwyczaju, by grać gdziekolwiek przed jej ukończeniem… Tym bardziej więc, jestem wdzięczna mojej Pani Dziekan, że mimo to nie postawiła przede mną znaku „stop”, gdy zaczęły napływać pierwsze propozycje angażu do różnych produkcji. Rozumiem jednak stanowisko Szkoły. Jestem zdania, że jeśli ma się zostać dobrym, świadomym aktorem, nie można za wcześnie wejść do serialu. Kogoś nieprzygotowanego na tę formę, serial może „zniekształcić”. Pozostawić na jednym tylko etapie, „zamknąć”. Jeśli trafi się do niego zbyt wcześnie, może wyniknąć z tego więcej „biedy” niż pożytku. To specyficzny gatunek; nie wszyscy, którzy sprawdzają się w teatrze, mogą wejść w serialowy świat. I odwrotnie. Dla mnie teatr to podstawa. Nic innego, żadna inna forma nie daje takiej możliwości transformacji, wchodzenia w różne odmiany kontaktu z człowiekiem.
Co robisz w wolnym czasie? Zamykasz drzwi mieszkania i…
…otwieram drzwi do swojego świata. Pełnego starych dobrych filmów i podróżniczych planów. Uwielbiam podróże! Pod namiot, na dziko, „na stopa”, nigdy zaś – z „biurem podróży za pan-brat”. To, co kocham, to zwiedzać każde nowe miejsce po swojemu: wchodzić w małe ciemne uliczki, oddychać innym powietrzem, poznawać nowe zapachy i smaki. Spotykać ludzi inaczej patrzących na świat, zupełnie inaczej osadzone kulturowo typy osobowości.
Jak widzi siebie za 50 lat, o zmiennym stosunku do Janusza Gajosa i swoich osobistych postanowieniach – Jadwiga opowie w kolejnej części wywiadu.
Rozmawiała:
Justyna Tawicka