- Aktorstwo spełnia moje marzenia sześciolatka! Nazywam to sobie "syndromem cyrku" - żartuje gwiazdor, na łamach pisma "Świat Kobiety".
- Gdy byłem mały, do mojego miasteczka przyjeżdżał cyrk. Zawsze wjazd cyrkowego taboru wywoływał euforię wśród mieszkańców, był symbolem zwariowanego, kolorowego życia - taka magia na kółkach objeżdżająca świat. Namiot cyrkowy też wydawał mi się ogromny jak świat - wspomina aktor. - Biegaliśmy z kumplami za tym wielkim taborem, gdy wjeżdżał do miasteczka, a potem kręciliśmy się wokół obozowiska, żeby zobaczyć zwierzęta i cyrkowców trenujących swoje popisowe sztuczki. Cyrk był jak kolorowy telewizor, gdy na co dzień oglądałeś czarno-biały… Aktorstwo to dla mnie sześciolatek w cyrku, z buzią otwartą z wrażenia!
A serialowy Andrzej? Jako prawnik też chyba… czuje się czasem jak cyrkowiec. Żongluje przepisami i wkłada głowę do paszczy lwa - zwłaszcza, gdy trafia na "ostrego" sędziego!