Pierwszym prezentem, jaki Witold Pyrkosz dał swojej żonie była... suczka bokserka o wdzięcznym imieniu Fredzia. Aktor do dzisiaj wspomina ją z uśmiechem. Pamięta np., że gdy Fredzia nie miała apetytu - podczas wyjazdu nad morze - razem z żoną zakładał jej śliniak i karmił psa łyżeczką... Widok był komiczny - na tyle, że jeden z siedzących w pobliżu marynarzy stwierdził krótko: "Niech pan tę Fredzię zostawi u mnie na miesiąc. Jak wróci do Warszawy, surową cebulę będzie jadła!".