TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Barbara Horawianka - Aktorstwo - miłość bez wzajemności

. Data publikacji: 2016-02-15

Zawsze mówię, że w moim przypadku aktorstwo to miłość bez wzajemności! Spotkały mnie rzeczy wspaniałe, ale też i momenty bardzo przykre. Wiele rzeczy mnie ominęło. Zagrałam np. dużo ról szekspirowskch, ale całe życie marzyłam o graniu Czechowa.

  • Przed "M jak Miłość" zagrała Pani m.in. w serialu "W labiryncie". Jak długo serialowa popularność ciągnie się za aktorem?
    Strasznie długo! Chyba do końca życia. To oczywiście miłe, że ludzie w ogóle mnie pamiętają... Ale w pewnym sensie też trochę denerwujące. Bo człowiek zagrał tyle wspaniałych, ciekawych ról - w filmie i teatrze - a nagle pamiętają go tylko z jednego "Labiryntu".
  • Nie boi się Pani, że teraz sytuacja się powtórzy?
    Proszę bardzo, niech się powtarza - przynajmniej będę popularna z dwóch ról!
  • Od początku kariery pracowała Pani aż w trzech miastach. Czy takie "skakanie" po mapie Polski nie było męczące?
    Ależ ja wcale nie skakałam tak dużo... Zaczynałam pracę w Krakowie, w jednym z najpiękniejszych, najwspanialszych i najukochańszych moich teatrów, Teatrze Rapsodycznym. Później przeszłam do Teatru Starego i tam, w sztuce "Nie igra się z miłością" zobaczył mnie oraz męża Kazimierz Dejmek. Po czym zaproponował nam przejście do swojego teatru w Łodzi, który wtedy niesłychanie się w Polsce liczył. Byliśmy z mężem niedawno po ślubie, nie mieliśmy własnego domu, a Dejmek oferował nam aż dwa mieszkania do wyboru, więc... Decyzja wcale nie była taka trudna.
  • Poznała Pani i Kraków i Warszawę - które z tych miast jest kulturalną stolicą Polski?
    Nie chciałabym tego rozstrzygać! Choć na pewno Kraków ma więcej zabytków i jest przez to od Warszawy piękniejszy, ciekawszy. Poza tym w stolicy środowisko kulturalne jest raczej rozbite, nie ma silnej więzi między artystami. A w Krakowie przez lata integrowała nas "Piwnica pod baranami".
  • Co jest trudniejsze: role kobiet prostych, "z ludu" czy np. inteligentek i wielkich dam?
    To nie ma znaczenia. Aktor powinien umieć zagrać wszystko: księżnę, pasterkę i żebraczkę. Wszystko zależy od tego, co postać ze sobą niesie, co ma do powiedzenia. Na scenie jednak dużo łatwiej jest wzbudzać w ludziach płacz, niż śmiech. I dlatego są aktorzy par excellence komediowi. Bo vis comica albo się ma, albo nie - tego nie można w sobie wyrobić.
  • Który moment w swoim życiu uważa Pani za najważniejszy?
    Myślę, że decyzję pójścia do teatru. To nie był łatwy wybór, bo rodzina żyła wtedy w nędzy i nie mogłam sobie pozwolić na pójście do szkoły aktorskiej. Mama nie dałaby rady nas utrzymać: mnie, młodszego brata, babci... Musiałam jej pomóc i zacząć pracować. Podjęłam wtedy decyzję, że pójdę do Teatru Rapsodycznego, do Mieczysława Kotlarczyka i po prostu powiem, że chcę tam pracować. Kotlarczyk był tak zdumiony, że nawet zgodził się przesłuchać parę moich poetyckich "wyczynów". I po kilku wierszach powiedział: "Dobrze dziecko, ale dlaczego tak bardzo chcesz tutaj być?" Więc wytłumaczyłam, że teatr ten fascynował mnie jeszcze przed maturą. Na "Eugeniuszu Onieginie" byłam chyba ze 20 razy - do dzisiaj mogę go wyrecytować na pamięć! Wtedy zresztą, o czym nie mogłam wiedzieć, Oniegina grał mój przyszły mąż... Kotlarczyka zadziwiła moja postawa i usłyszałam: "Mogę cię dziecko zapisać do studia, przez pół roku nic nie będę Ci płacił, a później dostaniesz małą pensję". To wystarczyło, żeby ubłagać Mamę, która pozwoliła mi zostać w teatrze. Myślę, że to była moja najważniejsza decyzja. I w dodatku podjęłam ją w bardzo młodym wieku.
  • Jak się domyślam, był to wybór trafny?


    Zawsze mówię, że w moim przypadku aktorstwo to miłość bez wzajemności! Spotkały mnie rzeczy wspaniałe, ale też i momenty bardzo przykre. Wiele rzeczy mnie ominęło. Zagrałam np. dużo ról szekspirowskch, ale całe życie marzyłam o graniu Czechowa. I ciągle, w różnych momentach kariery, w różnych teatrach, w jakiś sposób Czechow mnie omijał. Do dzisiaj chciałabym go grać, tylko że trudno już znaleźć dla mnie rolę, bo pisał głównie o kobietach młodych i w średnim wieku.

  • W dzieciństwie przeżyła Pani wojnę - jak wpłynęło to na Pani charakter i dalsze losy?
    To zmieniło całe moje życie. Wszystko wywróciło do góry nogami. Dzieciństwo miałam po prostu sielskie: ptasiego mleka nam nie brakowało. Byli z nami ukochani rodzice... I nagle wszystko się skończyło. Po pierwsze zginął ojciec. Potem, po wojnie, wpadliśmy w totalną biedę. Na wszystko musieliśmy ciężko pracować już w wieku 15-16 lat. Ale to miało też dobre strony, bo wzmocniło nam charakter. Fakt, że z rodzeństwem zobaczyliśmy, jak wiele kolorów ma życie: w tym smutku i rozpaczy. Że nie zawsze jest różowe. I poznaliśmy, co to znaczy pracować na chleb.
  • Zakończmy jednak uśmiechem. Czy z popularnością wiążą się zabawne sytuacje?
    Oczywiście! Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, bo koleżanka może nie będzie z tego zadowolona... Ale bardzo często ludzie mnie szalenie fetują, a potem mówią: "Pani Janowska, prawda?" Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł