TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Steffen Möller - M jak Möller

. Data publikacji: 2016-02-15

Ile mi zajęło, żeby płynnie wyrazić to, co myślę? Około dwóch lat. Byłem na dwóch kursach językowych w Krakowie i na jednym w Warszawie, a poza tym jestem typowym samoukiem.

  • Jak zaczęła się Pana przygoda z "M. jak Miłość"? Poprzez mój kabaret. Regularnie występuję w warszawskiej Harendzie i na jedno z przedstawień przyszła p. Ilona Łepkowska wraz z całą ekipą serialu. Zauważyli mnie, zaprosili na próbne zdjęcia i zaproponowali rolę niemieckiego rolnika.
  • Miał Pan jakiś wpływ na swoją rolę? Jeżeli, to tylko pośrednio. Z tego, co wiem p. Ilona planowała wprowadzenie do serialu nowego bohatera, ale niekoniecznie Niemca. I ostatecznie o tym, jak wygląda ta postać, zdecydowało nasze spotkanie.
  • Dlaczego wybrał pan na swój dom właśnie Polskę? Najpierw chciałem mieszkać we Włoszech. Wyjechałem tam pod koniec studiów, ale wytrzymałem tylko parę tygodni. Okazało się, że Włosi są zbyt ekstrawertyczni i wylewni, jak dla biednego Niemca! Moi rodacy są dużo spokojniejsi... Wracając do Niemiec byłem trochę przygnębiony. Myślałem, że już do końca swoich dni będę skazany na ojczysty język. I nagle na uniwersytecie w Berlinie zobaczyłem egzotyczny - przynajmniej dla mnie - plakat: "Kurs języka polskiego w Krakowie". Tym razem postanowiłem, że najpierw - zanim stracę rok na naukę języka - pojadę do nowego kraju i sprawdzę na miejscu, jaka jest tam mentalność. Na przykład, czy przez dwa tygodnie choć raz będę mógł otworzyć usta... I okazało się, że charakter Polaków plasuje się gdzieś między włoskim i niemieckim. Za dnia Polacy są takimi samymi ponurakami, jak my. A wieczorem, po 20-tej, na imprezach otwierają się, zaczynają tańczyć, pić, śpiewać - zupełnie jak Włosi!
  • Brakuje Panu czegoś w Polsce? Tak: dobrego chleba! Moim zdaniem, chleb w Niemczech jest najlepszy na świecie!
  • Długo trwało, nim nauczył się pan języka? I wymówił "w Szczebrzeszynie... "...chrząszcz brzmi w trzcinie - i Szczebrzeszyn z tego słynie. Wół go pyta: Panie chrząszczu, po co Pan tak brzęczy w gąszczu? Jak to - po co? To jest praca, każda praca się opłaca."... Ile mi zajęło, żeby płynnie wyrazić to, co myślę? Około dwóch lat. Byłem na dwóch kursach językowych w Krakowie i na jednym w Warszawie, a poza tym jestem typowym samoukiem.
  • Talent poligloty Nie. Ale po tym, jak nauczyłem się polskiego uważam, że żaden język na świecie nie będzie już mi stawiał większego oporu! Mam po tym doświadczeniu taką wiarę w swoje siły, że nie bałbym się zabrać nawet do nauki chińskiego!
  • Co było najtrudniejsze, gdy zaczynał Pan życie w obcym kraju? Znalezienie mieszkania. Bo na początku nie wiedziałem, że słowo agencja ma w Polsce różne znaczenia... I dzwoniłem na wszystkie ogłoszenia, które zaczynały się od: "aaaaaaAgencja". Ale, tak właściwie, jakichś większych kłopotów nigdy w Polsce nie miałem. Od początku wszystko szło mi bardzo łatwo, o nic nie musiałem walczyć. Podoba mi się tutejszy język, mentalność ludzi i to, że Polacy mają doskonałe poczucie humoru. Ogromną porcję autoironii. A dziewczyny są przepiękne! Podoba mi się nawet Warszawa... Zwłaszcza, że pochodzę z prowincji - z Wuppertalu - i zawsze chciałem mieszkać w stolicy.
  • Nie woli Pan Krakowa? Nie. Mieszkałem tam przez rok i uważam, że Kraków to pewien mit. Dla turysty jest piękny, ale gdy się tam żyje na co dzień, ciągle trafia się na problemy. Wszędzie korki, duże sklepy tylko na obrzeżach miasta... A w słynnych krakowskich knajpach i klubach siedzą studenci pierwszego roku. Wielkiej atmosfery już tam nie ma...


  • Polska to dla Pana ostatni przystanek, czy chce Pan ruszyć kiedyś dalej? Tak, myślę o Kazachstanie lub o Tadżykistanie. Za jakieś pięć, dziesięć lat, gdy Polska zamieni się już całkowicie w Zachód. Na przykład drogi rowerowe: dla mnie to czysta dekadencja! I gdy w jakimś kraju się je buduje, od razu uciekam!
  • Jak trafił Pan na scenę polskiego kabaretu? Jako kabareciarz występowałem już w szkole. Podczas studiów planowałem co prawda zostać "poważnym człowiekiem", może nawet pisarzem, ale mój żywioł to raczej płytka ironia. Po sześciu latach w Polsce, gdy już nauczyłem się języka, zebrałem masę anegdot i doświadczeń. Przez jakiś czas opowiadałem je uczniom na kursach języka niemieckiego - bo cały czas pracowałem jako nauczyciel - aż w końcu stwierdziłem, że mogę to robić publicznie. No i "skleiłem" już dwa programy, a teraz przygotowuję trzeci.
  • Co jeszcze chciałby Pan osiągnąć w Polsce? Ma już Pan na koncie własny kabaret, występ w serialu... Chciałbym wypełnić swoim kabaretem salę kongresową! I zrealizować jakiś teatr albo film w koprodukcji polsko-niemieckiej. Dla mnie granica między naszymi krajami już dawno się zatarła. Gdy jadę pociągiem do Berlina nawet nie czuję, że ją przekraczam: i tu i tam jestem w domu. I marzy mi się, żeby takie wrażenie miało coraz więcej ludzi.
  • A jak w tej chwili Niemcy postrzegają Polskę? Funkcjonują jakieś dotyczące naszego kraju stereotypy? Owszem! Np. teraz, gdy Niemcy dowiedzieli się, że jakiś ich rodak występuje tutaj w serialu, mocno się dziwili, że w Polsce w ogóle są seriale! Najwyraźniej myśleli, że w telewizji są wiadomości - od 8.00 do 8.15 - po czym na ekranie widać biały śnieg... Kiedyś krążyły też dowcipy o reklamie w biurze podróży: "Przyjedź do Polski, twój samochód już tam na ciebie czeka!". I, niestety, taki obraz Polski w Niemczech przeważa. Po prostu wielka ignorancja. Chociaż ja, przed wyjazdem, raczej nie miałem uprzedzeń. Pewnie dlatego, że wcześniej, we Włoszech, spotkałem na campingu koło Florencji grupę studentów historii sztuki z Krakowa. I zobaczyłem, że Polacy mogą mówić po angielsku - o wiele lepiej, niż ja - a dziewczyny mają piękniejsze od Włoszek! Poza tym ja bardzo lubię kraje, które są mało znane. Tam ciągle jeszcze kryje się jakaś tajemnica.
  • No właśnie: tajemnica... Podpowie Pan fanom, jak potoczą się losy Stefana? Mogę tylko zdradzić, że w serialu mam piękny, biały mercedes, więc najwyraźniej moja postać też nie jest pozbawiona stereotypów... A, tak nawiasem mówiąc, Niemcy wcale nie nazywają tego serialu "M. jak Miłość" - bo to zbyt trudne do wymówienia - tylko "M. jak Möller"!
  • Wszystkich fanów "M jak Miłość" S. Möller zaprasza na swoją stronę:www.steffen.pl Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł