TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Anita Jancia - Jancia Wodnik i 7 czerwonych kapturków

. Data publikacji: 2016-02-15

Tak, jestem spod znaku wodnika, więc w internecie mam w adresie "jancia.wodnik". Śmieszne, łatwo zapamiętać, rzuca się w oczy - a dla aktora to przecież ważne.

  • W naszej internetowej ankiecie ponad połowa widzów stwierdziła, że Jola nie powinna wybrać miłości, tylko małżeństwo z rozsądku. Myśli Pani, że Polakom brakuje romantyzmu?
    Nie, wydaje mi się, że ludzie odpowiadają tak tylko w tym konkretnym przypadku. Stefan jest przecież ulubieńcem pań - i to pań w każdym wieku. A Jolka wydaje się wszystkim jakaś dziwna - po prostu głupia, skoro odrzuca taaaaaką partię!
  • Spodziewała się Pani, że jej bohaterka tak w serialu namiesza? Szalona miłość, ucieczka sprzed ołtarza...
    Nie, nie przypuszczałam, że ta historia się tak potoczy. Jolę, przyjaciółkę Hanki, gram od początku serialu, ale wcześniej ta dziewczyna była raczej dość sztywna i "poukładana". A tu nagle zryw namiętności! Wszystko zaczęło się dopiero, gdy na ekranie pojawił się Stefan. I od razu wielkie porywy serca: miłość, ślub...
  • Ile, tak naprawdę, Jola ma w sobie z Anity Janci? Mogłaby Pani zachować się tak, jak jej bohaterka?
    Absolutnie nie! Sama jestem w życiu raczej otwarta, spontaniczna, lubię ludzi. A Jola była zawsze taka zamknięta... Wydawało się, że po prostu żyje we własnym, bardzo logicznym i uporządkowanym świecie. To właśnie ona radziła Hance, co ma robić - nigdy na odwrót. I nagle okazuje się, że Jolą też targają najróżniejsze emocje. I że wybrała miłość do złego faceta, a odrzuciła fantastycznego Stefana - czego nikt nie może zrozumieć. Od dwóch miesięcy, na każdym kroku słyszę pytanie: "Dlaczego pani mu to zrobiła?!"...
  • Widzowie mylą Panią z postacią z serialu?
    I to jak często! Nawet ostatnio: znajomy, który pracuje w niemieckim radiu, chciał przeprowadzić ze mną i ze Steffenem wywiad. No i umówiliśmy się wszyscy pod kolumną Zygmunta. Czekamy ze Steffenem - bo ten znajomy oczywiście się spóźnił - a tu podbiega jakiś pan i wykrzykuje na nasz widok: "To niemożliwe! Jak zobaczyłem z daleka, to nie byłem pewny, ale teraz?! O Boże! Ona ze ślubu uciekła, a wy się dalej spotykacie!". W ogóle nie odróżniał nas od bohaterów serialu!
  • A co, jeśli ktoś wytyka Pani błędy Joli? Broni jej Pani?
    Nie, bo sama w życiu bym tak nie postąpiła! Ale przed kamerą staram się jednak grać w taki sposób, żeby Jolę trochę usprawiedliwić. Chcę pokazać, jak bardzo to wszystko przeżywa. Że ciągle się waha, ma rozterki... A może Jolę w jakiś sposób przeraziła dobroć Stefana? Fakt, że ktoś może ją tak mocno kochać? Przecież każdy robi czasem coś pod wpływem impulsu, bez przemyślenia. Na pewno próbuję Jolę troszeczkę przed telewidzami "wybronić". Ale postać Stefana jest tak sympatyczna i wszyscy go tak ubóstwiają, że stoję chyba na przegranej pozycji...
  • A Pani "mężczyzna idealny" ma w sobie coś z tego ubóstwianego Stefana?
    Raczej nie... Z moim narzeczonym poznaliśmy się jeszcze na studiach - Jeremi jest operatorem filmowym. I po prostu okazało się, że do siebie pasujemy, że mamy wiele wspólnych tematów... Zresztą, to chyba najważniejsze: fakt, że ludzie potrafią ze sobą rozmawiać. I dzięki temu idą razem do przodu.
  • Własny operator... To chyba marzenie każdej aktorki? Pracowali już Państwo razem?
    Nie, nie mieliśmy okazji. Ale to rzeczywiście wygodne, bo Jeremi robi mi świetne zdjęcia! Jest w tym najlepszy - trochę pewnie dlatego, że w jego obecności nie czuję się niczym skrępowana.
  • Na razie widzowie znają Panią tylko jako "głupią Jolkę, co nie chciała Niemca". Nie marzy się Pani odmiana? Rola, która będzie prawdziwym wyzwaniem?


    Oczywiście, że tak! Każdy aktor czeka na taką szansę. Ale ja już miałam takie role w teatrze. Niedawno w Toruniu zagrałam np. w "Ryszardzie III" Lady Margaret i w "Panu Tadeuszu" dziewczęcą Zosię - a więc dwie, skrajnie odmienne postaci. Z kolei na przedstawieniu dyplomowym grałam główną rolę w "Niezidentyfikowanych szczątkach ludzkich" - i nasz spektakl zdobył główną nagrodę na festiwalu szkół teatralnych w Brnie. A ja sama dostałam nagrodę główną i nagrodę publiczności na festiwalu w Łodzi.

  • Niektórzy aktorzy, żeby mieć bliższy kontakt z fanami, zakładają w Internecie własne strony. Czasem nawet publikują na nich swoje pamiętniki. Myślała Pani o czymś takim?
    Tak. Jestem teraz w Agencji Gudejko - na jej stronach są moje zdjęcia i trochę informacji, ale myślę, że prędzej czy później założę własną stronę. Bo sama ubóstwiam internet i jak tylko mam okazję, to w nim myszkuję. To właśnie przyszłość!
  • Słyszałam, że ma Pani oryginalnego nicka...
    Tak, jestem spod znaku wodnika, więc w internecie mam w adresie "jancia.wodnik". Śmieszne, łatwo zapamiętać, rzuca się w oczy - a dla aktora to przecież ważne.
  • Tyle, że Pani nazwisko wcale nie jest aż tak praktyczne. W jednym z seriali podpisano Panią w czołówce jako "Anita Jańcia"...
    Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie mają z moim nazwiskiem takie problemy! A tak w ogóle, to większość osób, już od liceum, mówi do mnie po prostu Jancia lub Janka. I zwykle ludzie bardzo dziwią się, gdy nagle do nich dociera, że to nie imię, tylko nazwisko!
  • Podobno lubi Pani sporty ekstremalne...
    No, może z tym "ekstremalne" to trochę przesada, ale narty ubóstwiam! Jeżdżę na nich od dziecka i mam nawet stopień pomocnika instruktora narciarskiego. Ostatnio odkryłam też nurkowanie i zrobiłam kurs windsurfingowy. A poza tym bardzo lubię jazdę na rolkach i na rowerze górskim, grywam w squasha, chodzę na basen...
  • Ale nurkowanie to chyba nie w zimnym Bałtyku?
    Nie, ostatnie wakacje spędziłam na Rodos. I było fantastycznie! Do Grecji pojechaliśmy już drugi raz - poprzednio na Kretę. Ten kraj naprawdę fascynuje. Grecy są tacy serdeczni, otwarci, uśmiechnięci... A poza tym dobrze jest czasem tak po prostu wygrzać się na słoneczku... Polecam wszystkim!
  • Grecja to chyba nie jedyna Pani fascynacja. Podobno uwielbia też Pani pracę w przedszkolu, to prawda?
    Tak, prowadzę zajęcia z dramy. To taka zabawa w teatr: najpierw opowiadam bajkę i dzieci muszą jak najwięcej zapamiętać. A potem każdy gra postać, jaką zechce. Nie ma przydziału ról, żeby nikt nie czuł się poszkodowany, więc czasami mamy w grupie po siedem Czerwonych Kapturków, trzy Wilki, ośmiu Leśniczych... A dzieciaki są niesamowite - i bawią się wspaniale! Nawet nie muszą mieć rekwizytów: wystarczy, że sobie wszystko wyobrażą. Zresztą mnie też te zajęcia dają ogromną satysfakcję. Świat dzieci jest tak bogaty, że aktor może się od nich wiele nauczyć.
  • Ale mamą jeszcze Pani nie jest?
    Na razie nie. Niedługo pewnie zdecyduję się na własne maleństwo, ale na razie mam w tygodniu setkę dzieci cudzych. I zdobywam doświadczenie...
    Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł