TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Anna Zagórska - Mama marzyła, że zostanę prawnikiem

. Data publikacji: 2016-02-15

A czy mogłabym być sędzią? Chyba nie. Adwokatem tak - bo chyba rzeczywiście mam do tego predyspozycje. Ale trudno byłoby mi przekonać samą siebie, że mam prawo kogoś osądzać. Bronić - tak. Ale nie sądzić.

  • Ula, którą gra Pani w serialu, ma sercowego pecha: zakochuje się w Jacku, który jest już "zajęty" przez jej przyjaciółkę. Jaką radę dałaby Pani koleżance w podobnej sytuacji?
    Związek Uli i Jacka to taka stara miłość, która nie rdzewieje - ale tylko do czasu. Myślę, że Ula potrzebuje po prostu nowych doświadczeń. Musi w końcu przekonać się, że Jacek to niekoniecznie ten "jedyny". Ula to postać bardzo współczesna. Kobieta niezależna, która już coś w życiu osiągnęła - także zawodowo - i w związku z tym ma wysokie wymagania w stosunku do mężczyzny, z którym chciałaby się związać. A stąd już tylko krok do niespełnienia... Zresztą jest w tym bardzo podobna do Marty - w serialu obie mają podobne problemy. Ale to nie znaczy, że Ula powinna z tych wymagań rezygnować. Pewnie wystarczy po prostu jakoś to "wypośrodkować". Tą jej niezależność i jednocześnie chęć bycia słodką kobietką, która ciągle czeka, aż ktoś się nią zaopiekuje...
  • Myśli Pani, że gdy w grę wchodzi walka o mężczyznę, kobiety mogą nadal się przyjaźnić? Tak, jak Ula i Marta?
    Sądzę, że między Martą i Ulą ten problem nie jest po prostu do końca wyjaśniony. To nieporozumienie: Marta nie umie odnaleźć się w swoich uczuciach, a Ula to obserwuje. I w chwili, gdy uznaje, że przyjaciółka nie jest Jackiem zainteresowana, sama wkracza do akcji. Nie myślę, żeby Ula chciała robić jej jakieś świństwa... Chociaż... Zagrałam już kilka scen, które mogłyby to sugerować. Ale scenarzyści jakoś pewnie Ulę usprawiedliwią. Nie sądzę, żeby moja postać mogła kiedyś mścić się na Marcie.
  • Nie chciałaby Pani, żeby Ula pokazała wreszcie pazury i zaplanowała zemstę?
    To nie miałoby sensu! Ula, tak naprawdę, nie była w serialu przez nikogo skrzywdzona. Na jej drodze nie stanął jeszcze żaden interesujący - i wolny - mężczyzna, ale o to może mieć pretensje tylko do losu... Moim zdaniem, Ula naprawdę nie ma powodu do zemsty. Nikt jej przecież umyślnie nie zranił.
  • Jak widzowie reagują na sercowe perypetie Pani bohaterki? Co mówią, gdy widzą Panią w sklepie, albo na ulicy?
    Często spotykam się z opinią, że Ula mogłaby jednak w końcu Jacka zdobyć! Ludzie mają chyba ochotę zobaczyć coś nowego. Albo chcą sami ocenić, która z kobiet najlepiej do Jacka pasuje. Związek Marty i Mileckiego już poznali, ale z Ulą to był na razie tylko "wstęp": kilka chwil, gdy razem z Jackiem wzajemnie próbowali jakoś się pocieszyć...
  • Zastanawiała się Pani kiedyś, jak to jest ponosić odpowiedzialność za czyjś los? Wydawać wyroki jako sędzia?
    A wie Pani, że moja Mama długo marzyła, że zostanę prawnikiem? Uważała, że idealnie nadaję się na adwokata. Tylko, że ja, ku rozpaczy Mamy, wybrałam zupełnie inny kierunek... Ale poznałam trochę świat prawników, bo przez cały rok ich uczyłam. Akurat w momencie, gdy przyjęłam rolę w "M jak Miłość", dawałam też lekcje aplikantom w warszawskiej Radzie Adwokackiej. Na co dzień pracuję jako nauczyciel techniki mowy. Uczę nie tylko studentów Akademii Teatralnej, ale też ludzi, dla których głos i dobra artykulacja to elementy pracy: dziennikarzy, adwokatów... I tak to się jakoś zbiegło. To było nawet zabawne, gdy "moi" prawnicy zorientowali się, że gram postać sędziny. Żartowałam, że tak naprawdę właśnie pracuję nad rolą. I chodzę na zajęcia tylko, żeby wybadać, jak wygląda środowisko!
    A czy mogłabym być sędzią? Chyba nie. Adwokatem tak - bo chyba rzeczywiście mam do tego predyspozycje. Ale trudno byłoby mi przekonać samą siebie, że mam prawo kogoś osądzać. Bronić - tak. Ale nie sądzić.


  • Dlaczego właściwie zbuntowała się Pani i nie została prawniczką? Marzenie z dzieciństwa?
    Zawsze śmieję się, że to kwestia niespełnienia! I powtarzam: spełniajmy marzenia naszych dzieci! Gdy byłam w przedszkolu chciałam być panią nauczycielką. W I klasie szkoły podstawowej, gdy zobaczyłam, jak naprawdę wygląda praca nauczyciela, zapragnęłam być panią doktor. Za to w II klasie podstawówki przygotowywaliśmy się do wystawienia na koniec roku spektaklu. Dostałam rolę Wróżki ABC i byłam tym okropnie przejęta! Pamiętam piękny kostium, który Mama uszyła mi ze swojej ślubnej sukni... Niestety rozchorowałam się i, na miesiąc przed końcem roku szkolnego, Mama wysłała mnie nad morze - żebym nawdychała się jodu. No i nie zagrałam wymarzonej roli... Od tego momentu postanowiłam: zostanę aktorką! Moja nauczycielka historii myślała, że wybiorę historię. Moja nauczycielka niemieckiego, że germanistykę. Mama, że będę prawnikiem... A ja, wbrew wszystkim, złożyłam papiery do Filmówki!
  • Wiem, że przygotowywała Pani do występu w filmie małych aktorów z "W pustyni i w puszczy"...
    Tak, pracuję także jako trener z aktorami-amatorami.
  • Uczenie dzieci jest trudniejsze od uczenia dorosłych?
    I tak i nie. Dzieci nie mają zahamowań: z większą otwartością wchodzą w każde zadanie. Ale z drugiej strony, praca z nimi wymaga dużej ostrożności. Dzieci zawsze wydają mi się tak kruche, wrażliwe i delikatne... Za byle dotknięciem można w nich wywołać lawinę emocji. To wymaga ogromnej odpowiedzialności - i trzymania sytuacji pod kontrolą. Ale bardzo to lubię.
  • Nie żałowała Pani, że nie wyjechała później z ekipą do Afryki? Lubi Pani w ogóle podróże?
    Bardzo lubię! Ale akurat tego wyjazdu nie żałowałam. Pracowałam już w tym czasie dla BBC - byłam instruktorem techniki mówienia, współtworzyłam wizerunek medialny polskiej sekcji radia BBC - i stanowiło to dla mnie ogromne wyzwanie. Mam właśnie to szczęście, że praca - w obu zawodach - daje mi dużą satysfakcję. Nawet nie umiem sobie wyobrazić bezczynności.
  • Co jest trudniejsze: moment, gdy sama staje Pani przed kamerą, czy gdy uczy tego innych?
    Z całą pewnością, gdy przygotowuję innych. To kwestia przerzucenia swoich umiejętności na drugiego człowieka. Zawsze trzeba "skroić" indywidualny, autorski program - na miarę osoby, z którą się pracuje. Do każdego znaleźć inną drogę.
  • Ma Pani jakiś sposób na relaks? Bo w Pani obu zawodach napięć chyba nie brakuje...
    Zawsze, gdy kończy się rok akademicki, robię sobie długie wakacje i żegluję. Prawie dwa miesiące. Tą pasją zaraził mnie mąż (Cezary Morawski - przyp. red.) - i jestem mu za to ogromnie wdzięczna! To sport, który daje fantastyczne poczucie wolności i relaksu. A taka moja codzienna, mała pasja, to kuchnia. Im potrawa bardziej skomplikowana, tym lepiej. Znajomi żartują, że jeśli w przepisie nie ma trzydziestu przypraw i gotowania przez trzy dni, to na pewno mnie nie zainteresuje!
  • To prawda, że miłość spotkała Pani właśnie na planie "M. jak Miłość"?
    Nie, chociaż to właśnie w trakcie trwania serialu wzięliśmy ślub! Tak naprawdę, moją miłość spotkałam w szkole teatralnej. Znaliśmy się od wielu lat, w którymś momencie popatrzyliśmy na siebie innym wzrokiem... I tak to się zaczęło!
  • W serialu występuje Pani z mężem w dwóch różnych wątkach, ale pewnie i tak często spotykają się Państwo na planie?


    A wie Pani, że to jeszcze nigdy nam się nie udało! Całkiem niedawno był taki dzień, gdy myśleliśmy, że w końcu spotkamy się w garderobie. Ja miałam zdjęcia kończyć, a mój mąż zaczynać. Ale niestety: znowu minęliśmy się w drodze na plan. I tylko pomachaliśmy sobie przez szyby samochodów...

  • Mogłaby Pani dokończyć zdania? Chciałabym w sobie zmienić...
    Brak wytrwałości.
  • Boję, że...
    Że się nie boję!
  • Denerwuje mnie...
    Gdy ludzie się spóźniają. Niby drobiazg, ale mnie to irytuje.
  • Uśmiecham się zawsze...
    Na myśl, że zobaczę mojego syna. To pewnie banalne, ale taka jest prawda.
  • No właśnie, jest Pani mamą 9-letniego Michała... Syn ogląda "M. jak Miłość"?
    Bywa, że tak. Wiem, że oglądał serial, gdy w czasie ferii był w Stanach u ojca. Jeśli zaczynał za mną tęsknić, włączał telewizor. I gdy widział mnie w "M jak Miłość" wszystko wracało do normy!
    Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł