TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Andrzej Precigs - Polska - Szwecja 1:0

. Data publikacji: 2016-02-15

Chaos i bałaganiarstwo. Towarzyszą mi w życiu od zawsze. Trochę się ich obawiam i staram się nad nimi panować, ale to raczej walka z wiatrakami...

  • W postać Filarskiego wciela się Pan już od ponad dwóch lat. Czy dzięki temu pracuje się łatwiej? Zna Pan swojego bohatera tak dobrze, że granie go to już rutyna?
    Wprost przeciwnie! Nie wiem, może dlatego, że prywatnie też nigdy nie wpadam w rutynę? Więc zawodowo tym bardziej nie mógłbym tego robić! Przy każdej kolejnej scenie czuję, że to wielka niewiadoma. Coś, co mnie intryguje. Zresztą Filarski kilkakrotnie się w serialu zmieniał. Po prostu - jak prawdziwi ludzie - nie zastyga na jednym etapie życia. Sporo przeszedł: fakt, że Kinga znalazła sobie chłopaka, jej wypadek samochodowy, potem kłopoty zdrowotne... Nagle, w dość ustabilizowanym życiu rodziny, pojawiły się nowe elementy, z którymi nie do końca umiał sobie poradzić.
  • Bądźmy szczerzy: jest po prostu despotą!
    Na pewno Filarski balansuje na granicy. Zwłaszcza w stosunkach z córką, bo z żoną dogadują się o wiele lepiej: widać, że ona trochę mu ustępuje, nie chce go drażnić... Jest w jakimś sensie despotyczny, chce ingerować w życie bliskich, ale to nie wynika z jego złego charakteru. Zawsze, wcielając się w jakąś postać, staram się wyobrazić ją sobie jako bohatera pozytywnego. Bo nie ma ludzi, którzy sami o sobie mówią, że są źli! Nawet, jeśli człowiek jest zwyczajnym łotrem, ma poczucie, że działa słusznie.
  • Zdarza się, że musi się Pan tłumaczyć za błędy Filarskiego? Fani zapominają o granicy między serialem a rzeczywistością?
    Oczywiście! Nawet sąsiedzi popatrują na mnie podejrzliwie: bo niby sympatyczny, a okazuje się, że taki despota! Zresztą dalsza rodzina, gdy przysyła mi na święta życzenia, też prosi, żebym już nie był taki zgryźliwy... Ale na tym polega mój zawód. Aktor gra po to, żeby widza poruszyć, wciągnąć w magię swojej postaci.
  • W takim razie to będzie pytanie dla wszystkich, którzy uparcie mylą Pana z bohaterem serialu: najważniejsza cecha charakteru, jaka różni Pana od Filarskiego?
    Chaos i bałaganiarstwo. Towarzyszą mi w życiu od zawsze. Trochę się ich obawiam i staram się nad nimi panować, ale to raczej walka z wiatrakami...
  • Filarski nie jest może sympatyczny, ale mieści się w "normie". Nikogo nie zabił, nie jest pedofilem ani chorym na AIDS... Przyjąłby Pan rolę, która wzbudzałaby jeszcze więcej negatywnych emocji? Nie obawiałby się Pan reakcji widzów?
    Na razie takie wyzwania się przede mną nie pojawiały. Ale nie, nie boję się ukazywania rzeczy, które mogą w nas tkwić po tej złej, ciemniejszej stronie. Bardziej obawiam się po prostu złego gustu. Albo tego, że nie uda mi się dobrze, prawdziwie takiej postaci wykreować. Aktor nie może być banalny. Bez płacenia wysokiej ceny, nie stworzy nic ciekawego. A widownia od razu wyczuwa, gdy ktoś jest "miałki". To jak z przyjaźnią: człowiek ma wielu znajomych, ale tylko nieliczni zasługują na jakieś głębsze uczucie.
  • Wiem, że zajmuje się Pan reżyserią dubbingu w polskich wersjach gier komputerowych...
    Tak, praca przy tworzeniu gier to wielka frajda. Zwłaszcza, że tam mogę dużo więcej, niż jako aktor: sam decyduję, kogo zaprosić do współpracy, to ode mnie zależy efekt końcowy... A w dodatku gry komputerowe to ogromny rynek. Okazuje się, że na świecie dużo więcej ludzi gra na komputerze, niż ogląda filmy w kinie czy telewizji...
  • A Pan? Też siada do komputera i wali w klawiaturę?
    Oczywiście! Gdyby mnie to nie bawiło, to bym się w ogóle tym nie zajmował!
  • I nie boi się Pan, że gry komputerowe są konkurencją dla innych form rozrywki? Że kiedyś odciągną widzów od tradycyjnej sztuki?


    Nie. Żyjemy w świecie, w którym przygodę z ruchomym obrazem zaczyna się w bardzo młodym wieku. Ale to nie znaczy, że gry odrywają ludzi od czegoś lepszego: teatru czy kina. Jeżeli, to mogą tylko pobudzać naszą wyobraźnię...

  • Mówi się też, że gry komputerowe uczą dzieci agresji...
    Myślę, że kiedyś, gdy w ogóle nie było środków przekazu, życie wcale nie było mniej brutalne. Przed wiekami, gdy wiadomości nie przekazywano przez Internet albo radio, tylko wysyłano konnych posłańców, dzieci na co dzień widziały dużo gorsze sceny od tych, jakie teraz są na ekranie komputera... Zresztą każde pokolenie narzeka: "Ach, ta młodzież! Z nich, to już nic dobrego nie wyrośnie!". Ale to wcale nie znaczy, że XXI wiek to wylęgarnia czarnych charakterów! Świat dziecka nie może być tylko słodki, kolorowy i disneyowski - bo świat dorosłych też taki nie jest. A człowiek, nawet ten mały, ma pewien instynkt, który pozwala mu zatrzymać się na granicy oglądania, czy nawet fascynacji złem, i nie przenosić agresji do prawdziwego życia.
  • Podobno pochodzi Pan z rodziny aktorskiej...
    Tak, mój tato był śpiewakiem, aktorem teatrów muzycznych. I nawet opowiadał mi - bo sam tego nie pamiętam - że jako dziecko grałem w "Madame Butterfly", epizod małego chłopczyka. Ale później, przez długie, długie lata, wydawało mi się, że scena wcale mnie nie pociąga. Na krótko trafiłem na Uniwersytet - chociaż czułem, że to nie dla mnie - i studiowałem filologię polską. Ale w końcu przełamałem się. Nic nie mówiąc rodzicom - ani mru mru - pojechałem na egzamin do Filmówki. I dopiero, gdy już się dostałem, po powrocie z Łodzi, przyznałem, że aktorstwo jednak jest OK...
  • Ma Pan dość oryginalne, ale też trudne do zapamiętania nazwisko. Nie myślał Pan, zwłaszcza u progu kariery, żeby je zmienić na jakieś "wygodniejsze" dla widza?
    Tak, kilka osób mi to podpowiadało, ale jednak się nie zdecydowałem. Choć do dziś zdarzają się przez to śmieszne historie. Na przykład żona oddawała kiedyś do szewca buty. Szewc podpisywał je zwykle na zelówce. Ale gdy zaczął męczyć się nad moim nazwiskiem - co napisał, to musiał skreślić i poprawić - to mu tej zelówki zabrakło...
  • Precigs to chyba nie jest polskie nazwisko?
    Nie, skandynawskie. Mój dziadek ze strony taty był Szwedem. Przyjechał do Polski w interesach, w latach międzywojennych. Powiodło mu się tutaj, spotkał babcię... A po wojnie nie wrócił już do Szwecji, bo były problemy z wyjazdem. Poza tym większość tamtejszej rodziny wyemigrowała z kolei do Stanów. Ciekawostką jest, że razem z żoną dotarliśmy do dokumentów, z których wynika, że jej przodkowie bronili Polski podczas Potopu. Jeden wystawił nawet przeciw Szwedom własną chorągiew. Więc kto wie, może przed wiekami nasze rodziny walczyły przeciwko sobie na wojnie?
  • Zna Pan szwedzki?
    Nie, nigdy się go nie nauczyłem. Chociaż kiedyś próbowałem, chodziłem nawet na kurs językowy.
  • Ostatnie pytanie: w jakiej produkcji, oprócz "M. jak Miłość", będą Pana mogli zobaczyć Pana w najbliższym czasie widzowie?
    Pojawię się np. w jednym z odcinków nowego, współczesnego serialu pt.: "Pensjonat". Ale uprzedzam, że zagrałem tam zupełnie innego bohatera, niż Filarski!
    Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska
  • Bitwa more
    Jan
    Paweł