-
-
Na oddziale, "panna Rogowska" jest prawdziwą gwiazdą! Pielęgniarki zachwycają się, jaka śliczna, a w drzwiach co chwila staje któryś z Mostowiaków. Dziadkowie, wujkowie, ciocie… Rodzinna "pielgrzymka" nie ma końca! Gdy w końcu zostają sami, Artur spogląda z czułością na córkę:
- Niesamowite… Nie mogę w to uwierzyć. Mój Boże, jestem ojcem! Mam dziecko…
-
-
Chwilę później, pielęgniarka przynosi bukiet kwiatów. Rogowski jest zdziwiony.
- Ciekawe od kogo? Nie ma żadnej karteczki…
- Pewnie od Marty - Maria posyła mężowi ciepły uśmiech. - Tylko ona z całej rodziny jeszcze do mnie nie dotarła! Włożysz je do wody?
-
-
W szpitalu, rodzinne spotkania są jednak krótkie.Artur wraca do pracy - ma dyżur.
- Zostań jeszcze chwilę…
- Nie mogę - Rogowski kręci głową. - Pacjenci czekają. Ale wiesz, co bym najchętniej zrobił? Wziąłbym was, dziewczyny, jedną pod pachę, drugą pod pachę i jakoś cichcem przemycił! Bez was w domu jest strasznie pusto…
-
-
Wychodząc od żony, Rogowski uśmiecha się. Wciąż ma przed oczami twarz córki… Nie zauważa, że na parkingu, z oddalenia, obserwuje go… Radosz! Szaleniec śledzi każdy jego krok. Dzwoni nawet do przychodni - by dowiedzieć się, w jakich godzinach lekarz pracuje. I kiedy Maria zostaje sama…
-
-
Tuż po wyjściu Artura, Rogowską odwiedzają jednak kolejni goście. Barbara od razu zagląda do wnuczki:
- Dzień dobry, kochanie… Widzisz, jak babcię tu do ciebie ciągnie? W domu nie może usiedzieć, no po prostu musiała cię zobaczyć!
-
-
- A czy ty wiesz, moja droga, że urodziłaś się w tym samym szpitalu? - Mostowiakowa zerka na córkę. - Szesnaście godzin się męczyłam… Ale warto było! Wszystkie pielęgniarki mówiły, że jesteś najładniejszym noworodkiem na oddziale! I największym…
- No i tradycja w rodzinie nie ginie! - Maria parska śmiechem. - Moja dziewczynka też nie ma wagi piórkowej…
-
-
W końcu, Barbara zostawia córkę samą - chce, by trochę odpoczęła. Idąc korytarzem, wciąż myśli o wnuczce. I nagle… kątem oka spostrzega Radosza!
Mężczyzna odwraca się - tak, by go nie rozpoznała. Mostowiakowa przechodzi obok… I nagle staje, zaniepokojona. Rozgląda się, jednak Radosza już nie ma. Barbara nie jest pewna, czy się nie pomyliła, ale i tak dzwoni do zięcia. Ryzyko jest zbyt duże.
-
-
Artur reaguje natychmiast:
- Zaraz tam będę! Niech mama wraca na górę, do Marysi!
Barbara chwyta się za serce. Wracając na oddział niemal biegnie. Ale Radosz jest szybszy. Udając lekarza, zakrada się pod salę, na której leży Rogowska…