Mówiło się, że Janusz Zakrzeński był specjalistą od sztuk, które "idą" 150, 250 razy. W "Na szkle malowane" Brylla zagrał aż 680 razy! Ale nie od zawsze kroczył "drogą" teatru... W młodości poszedł na medycynę i pracował w pogotowiu ratunkowym jako sanitariusz.
Dopiero później zrozumiał, że to aktorstwo jest jego powołaniem.
- Wprawdzie pochodzę z rodziny aktorskiej, ale to dojrzało po dwóch latach studiowania medycyny we Wrocławiu - mówił. - I po dziewięciu miesiącach pracy w pogotowiu ratunkowym.
Co było powodem wyłamania się z rodzinnej tradycji?
- Miałem przyjaciela, z którym w gimnazjum siedziałem w jednej ławce – opowiadał pan Janusz w jednym z wywiadów. - Edek wybrał medycynę, więc ja, jako najlepszy jego przyjaciel, też poszedłem na medycynę. Nie był to czas stracony. Na studiach byłem półtora roku, potem jeździłem w pogotowiu ratunkowym. Obserwowałem ludzi, widziałem ich w sytuacjach ekstremalnych. Tam poznawałem człowieka i prawdę o nim… No i dopiero w 56 roku, kiedy dowiedziałem się, że są egzaminy dodatkowe do szkoły teatralnej w Krakowie, stanąłem do egzaminu - dodał. - Na szczęście dla jednych, a na nieszczęście dla drugich, zostałem przyjęty do szkoły w Krakowie.
W jego dorobku znalazło się wiele znaczących ról, ale jego ulubionym wcieleniem, do którego często wracał był marszałek Józef Piłsudski.
- Lubię grać tę rolę, nie tyle ze względu na podobieństwo fizyczne, co na fakt, że urzekają mnie myśli wypowiadane niegdyś przez marszałka, które obecnie przekazuję widzom. Dziś przypomnieć warto choćby jego przestrogę: kto nie szanuje przeszłości, ten nie jest godzien teraźniejszości - tłumaczył.
Jak tylko mógł, przybliżał innym postać marszałka. W listopadzie 2005 roku w roli Józefa Piłsudskiego wziął udział w obchodach 100. rocznicy zawieszenia orła na wieży ratusza w Sandomierzu. Artysta wjechał na Rynek Starego Miasta bryczką, a następnie witał zaproszonych gości u boku burmistrza Sandomierza. Był wielkim patriotą.
- Dyżurnym patriotą kraju nie jestem, ale patriotyzmu się nie wstydzę. Wychowali mnie ojciec, oficer II Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, dla którego najważniejszy był honor i dane słowo oraz matka, która zaszczepiła we mnie miłość do piękna i sztuki. Wrażliwość na Polskę otrzymałem niejako w spadku – wyznał aktor w wywiadzie dla „Gościa niedzielnego”. - Patriotyzm to przede wszystkim dom i rodzina. To nie moje słowa, taki plagiat robię, ale wierzę w nie mocno. Moja matka ze mną rozmawiała, ojciec był wzorem. A teraz? Matka rozmawia z komputerem, ojciec z komórką. Dziecko jest samotne. Nie ma autorytetów, nikt nie ma dla niego czasu. No to jak może wyrosnąć na porządnego człowieka? – dodał.
Znana jest biografia aktora pt. „Co mi zostało z tamtych lat”, która została napisana w formie wywiadu – rzeki. Zakrzeński był również autorem książki "Moje spotkania z marszałkiem". Wszystko pisał odręcznie. Uważał, że dramatem współczesnych jest brak rozmowy.
Być może teraz, połączeni narodową tragedią, znów zaczniemy ze sobą rozmawiać. Na pewno życzyłby sobie tego śp. Janusz Zakrzeński. Aktor, patriota, nasz przyjaciel.